Kocham jeść! Nic odkrywczego, wiem. Każdy facet to lubi i co trzecia kobieta (pozostałe, to wyznawczyni bulimii, anoreksji, bądź innej dietki). Wynajduję w tej chwili po raz setny koło, ale jedzenie obok współżycia (małżeńskiego oczywiście) i snu, to najprzyjemniejsza rzecz na świecie! Nie bez powodu powstał kult wokół transcendentnej filozofii życia, zwanej potocznie “3xS”. Szamanie, seks, spanie (w tej kolejności).
Żeby była jasność, nie szczytuję, gdy jem jakiegoś mielonego z zimniorami i popijam Polo Cocktą. Ale, gdy idę na obiad do Hotelu Francuskiego, na burgera do Love Krove lub makaron do Corleone, to jest już niebo w gębie. Trzęsawka, ślinotok i haj. Mocny haj. Bo w podniecaniu się jedzeniem, chodzi o smak. To jasne jak skóra Michaela Jacksona. Ale chodzi też o to, jak to jedzenie wygląda. Jak jest podane, z jakimi dodatkami, jak komponuje się na talerzu. Jak wiecie totalnie nie jaram się autami, ale podejrzewam, że z nimi jest podobnie. Furą może się rewelacyjnie jeździć w kwestiach technicznych (na którym się nie znam), ale jeśli wygląda jak obita cysterna po liftingu, to podjarka z użytkowania będzie z trzy razy mniejsza.
Podniecanie na ekranie
Podjarka z oglądania MasterChefa jest maksymalna. Znaczy się, wiadomo, że beka z tego pseudo-Francuza, który udaje, że nigdy nie nauczył się polskiej gramatyki. Beka z formy programu, sztucznego turbo-patosu, wydumanej powagi i quasi gry aktorskiej jurorów. I również beka z “wielkich” emocji zawodników, którzy płaczą, bo mogli dotknąć Magdy G (dobrze, że nikt jej nie złapał za policzek, bo mógłby odpaść).
Jednak jest to beka okazjonalna, która nie jest w stanie przyćmić jedzenia. Pięknego, rewelacyjnie podanego, mieniącego się bajecznymi kolorami jedzenia. Na obraz Chrystusa z Borji, to wygląda niesamowicie! Jak ja bym chciał się zamienić z tymi jurorami chociaż na jeden dzień zdjęciowy. Pali licho, nawet mógłbym być takim cieciem, który zabiera talerze z planu – zawsze bym sobie coś podjadł, niosąc je na zmywak. Przytyłbym jak cholera, to pewne. I co z tego? Dla taki frykasów warto! Warto jak nic! Drodzy panowie producenci, apeluję do was – jeśli będziecie kręcić drugą edycję, to weźcie mnie na plan, co? Zrobię wam taką promocję na blogu, że serwer padnie. Obiecuję. W kwestii wynagrodzenia dogadamy się, biorę połowę tego co Kominek.
Dobra, dobra, ale kto wygra tę pierwszą edycję?
Basia Ritz. Nie pytajcie skąd wiem. Gdybym wam powiedział, musiał bym was zabić. Mogę się założyć, o każdą kasę, ale wiecie, że jestem dobrym człowiekiem, więc nie będę was skubać. Załóżmy się o połówkę Jacka Danielsa, ok? Zakłady przyjmuję w komentarzach poniżej – ja mówię, że wygra Basia, jeśli masz odmiennie zdanie piszesz komentarz – deklarując tym samym, że jeśli przegrasz stawiasz mi 0,5 wcześniej wspomnianej whiskey (mnie zobowiązuje to do tego samego). Zakład rozstrzygamy po zakończeniu programu. Możesz mi flaszkę wysłać pocztą albo wpaść i wypijemy razem.
To jak, stoi, zakładamy się o to kto wygra MasterChef?