To był mój pierwszy raz. Pierwszy raz, kiedy uczestniczyłem w najważniejszym w Polsce zjeździe blogerów. Jarałem się w opór, że zobaczę na żywe oczy (i poznam), tych których od miesięcy czytam i znam tylko z monitora. Że będę jednym z nich. Że sława, czyste sztućce w knajpie i poważanie u maniaków komputerowych w każdym wieku już niedługo. Kiedy tak bezkrytycznie zatracałem się w zachwycie własną zajebistością, znienacka dopadła mnie brutalna rzeczywistość. Przypomniałem sobie, że najpierw muszę jakoś dojechać na to Blog Forum Gdańsk 2012. “Jakoś” w tym przypadku oznaczało, że będę musiał tłuc się 12 godzin w zdezelowanym do granic absurdu pociągu.
Pozwólcie, że pominę przekaz werbalny i opowiem wam za pomocą obrazów
…jak się jechało?
To tyle w kwestii podróży. Teraz coś istotniejszego, czyli…
Lasery, szafiarki, Kominek i Maria Czubaszek
Szczerzę mówiąc, myślałem, że najliczniejszą grupą będą szafiarki i blogerzy technologiczni. Okazało się, że wcale nie dziewczyny zajarane modą dominowały na BFG 2012, a blogerki kulinarne. Było ich tak dużo, że nie umiem do tylu liczyć, więc nie podam Wam konkretnej liczby. Ale na pewno więcej, niż 5.
Co do samych “wykładów”, to w większości prelegenci mówili z sensem i często nawet było to ciekawe (poza dwoma, czy trzema wyjątkami). Nie dowiedziałem się jakichś odkrywczych rzeczy, ale utwierdziłem w przekonaniu, że to co robię jest słuszne (fajna sprawa). Do tych najciekawszych można zaliczyć prelekcję:
- Macieja Budzicha (dużo zgrabnie podanej merytoryki)
- Kominka (Tomek jest świetnym gościem, nie wiem jak można go nie lubić – przybiłem mu piątkę jak największy psychofan)
- Natalii Hatalskiej (miała mega fajne spodnie i okulary, bez dwóch zdań powinna dodać dział “stylizacje” do swojego bloga)
- wyżej wymienionej trójki wraz z Pawłem Opydo (cóż z takiego combo musiała wyjść bomba)
- Kuby Jankowskiego (mówił bardzo zrozumiale i ciekawie – jak dla laika – o tworzeniu wideo, a na koniec poklepał mnie po plecach i powiedział, że jestem spoko – yeah!)
- Marii Czubaszek (chciałbym w jej wieku być tak wyluzowany, ma więcej luzu niż wszyscy moi kumple razem wzięci – RESPEKTA!)
Szamka, networking i PGE Arena
Jedzenia było sporo. I kanapeczki na śniadanie. I mięsko na obiadek. I deserek na deserek. I przekąski w klubie (i alko też). Oprócz tego, że wszystko było totalnie bez soli, a ziemniaki na obiad były szatańsko ostre, to jedzenie mi smakowało. Ba, w deserze drugiego dnia niemal się zakochałem (jakiś mus malinowo-truskawkowy)! Po tych deklaracjach, od zaprzyjaźnionych blogerek kulinarnych, dowiedziałem się, że się nie znam i że wszystko było be i nie dobre. Spór urósł do tych rozmiarów, że dwóm pobiłem oko, ale chyba nie mają o to do mnie żalu, bo wiedzą, że im się należało.
Co do stadionu, to pierwszy raz w życiu byłem na jakimś (tak, tak, wiem, że wielki wstyd). Nie mam porównania, ale ten był ekstra, naprawdę ładny. Zwłaszcza te mięciutkie skórzane fotele. Jakby miał piersi, to spytałbym go o numer telefonu.
Na koniec chciałem złożyć publiczne oświadczenie:
ZA DWA LATA PRZYLECĘ NA BLOG FORUM GDAŃSK SAMOLOTEM I BĘDĘ PRELEGENTEM!
Dziękuję za uwagę.