Hey poznałem przy okazji pewnej historii miłosnej, bo (jak wynika z moich doświadczeń) dobre zespoły zazwyczaj poznaje się w ten sposób. Mimo, że początkowo byłem stanowczo “na nie”, to teraz tak się jaram ostatnimi dwoma albumami, że wersy z nich mógłbym sobie dziarać na żebrach. Co z kolei zupełnie nie zmienia faktu, że “Teksański” jest jedną z najgłupszych piosenek jakie znam. Mając w sobie te ambiwalentne emocje, czekałem na “Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan”. Czekałem, czekałem, czekałem, aż pojawił się…
Pierwszy singiel
Brzmiał świetnie, ale nie miałem pojęcia o co w nim chodzi. W zasadzie to coś mi tam świtało, ale chciałem, żebyście mi pomogli (a w zasadzie pomogły). I tak też się stało. Dzięki trójce czytelniczek: Sylwii, Agg i Joanne, doszliśmy w końcu do tego o co kaman z tą szlachtą i tymi mieszczanami. Dzięki dziewczyny za pomoc! Tutaj cała rozkmina, gdybyś też chciał wiedzieć, co jest pięć.
Po singlu spodziewałem się, że przekaz będzie bardziej zakamuflowany, niż jednostka GROMu w terenie, ale też wiedziałem, że nie będzie kawałków typu “tańczące buty, tańczące buty, naucz mnie jak tańczyć”. Nie myliłem się w obu przypadkach. Najbardziej zaskakujące i what-the-fuckowe okazały się…
Tytuły utworów
Ja wiem, że się czepiam. Wiem, że upraszczam i odbieram magię tekstom Nosowskiej, ale bardzo ładnie proszę, niech ktoś mi powie, co kryje się pod tytułami:
- Wieliczka (oprócz, tego że to takie miasto)
- Wilk vs. kot (nawiązanie do “Alien vs. Predator”?)
- Lilia, kula i cyrkiel (to chyba mój faworyt)
- Lot pszczoły nad tymiankiem (parafraza “Lotu nad kukułczym gniazdem”?)
Piękne piosenki
Nie zrozumcie mnie źle. To, że nie wiem o czym jest połowa utworów na nowej płycie Hey, nie znaczy, że mnie nie kręcą. To nieco absurdalne, ale jest wręcz przeciwnie.
Weźmy choćby taką pierwszą z brzegu “Wieliczkę” otwierającą płytę. “Patrzę z zachwytem jak słońce się wkuwa promieniami w noc, jakże gościnny sad, konsystencją zbliżam się do rosy” – choćbym walnął połówkę na hejnał, nie skumam co autor miał na myśli. I co z tego? To ma tak słodką melodię, to subtelne nucenie w tle… można odpłynąć bez wioseł. A refren? No refren to jest coś, to jest łouł! Tak zupełnie różny od zwrotek, a jednocześnie tak dobrze je dopełniający (i nawet rozumiem jego treść!). Nie trzeba robić dubstepu, żeby muzyka miała słowo na “p”. Jaram się!
Na “Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan” nie ma słabych numerów. No może “Woda” trochę odstaje – jest mdła i nieco na siłę. “Lot pszczoły nad tymiankiem” natomiast (mimo swojej nazwy) jest rewelacyjnym numerem i chyba najlepszym na płycie. Jest w nim dusza – i wzrusza, i porusza. Refren z tego utworu spokojnie mógłby latać w szatni naszej reprezentacji przed meczami. Może wtedy by im ciut lepiej szło.
Muzyka vs. tematyka
Hey przyzwyczaiło mnie, że z płyty na płytę ich brzmienie ewoluuje. I to potężnie. “Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan” jest jeszcze większym skokiem w głąb nowych brzmień, niż “Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” w odniesieniu do “Echosystemu”. Z klasycznym rockiem ma to tyle wspólnego, co Pitbull z hip-hopem. I dobrze, bo z około-rockowych rzeczy tolerowałem tylko Myslovitz (z Rojkiem rzecz jasna!), pierwszą płytę Comy i Klaxons.
Lirycznie (odnosząc się oczywiście tylko do tego co udało mi się skumać) jest dużo, ale to dużo mniej o miłości niż zazwyczaj. Pomyślicie pewnie, że jej się w życiu ułożyło i jest git. Nic z tych rzeczy. Kasia bez przeraźliwej traumy w głosie nie byłaby sobą. Nie wiem, czy faktycznie ciągle spotykają ją tragedie i rozczarowania, czy po prostu jest nadwrażliwa i wszystko hiperbolizuje. Tak czy inaczej kawałki jak zwykle są nostalgiczne. Z płyty wylewa się morze smutku już nie tylko w odniesieniu do związku damsko-męskich, ale również do życia w ogóle.
Wydźwięk tego albumu można by zawrzeć w wersie Nosowskiej sprzed 7 lat – “ciut za mało jest tego życia, żeby żyć”. Przykro mi jak cholera, ale muszę się zgodzić z tym stwierdzeniem. Ty też?