Większość tekstów damsko-męskich związanych z podrywem adresuję do facetów, bo dobrze wiem, jak to jest czuć paraliżujący-całe-ciało-strach przed podejściem. To raz. Dwa, że mimo kodyfikacji wiedzy związanej z podrywem, milionów publikacji i bilionów szkół uwodzenia, faceci wciąż sobie wkręcają, że potrzebują społecznie uzasadnionego pretekstu i morderczego grepsu, aby zacząć rozmowę z kobietą. Co jest, jak udało mi się dowieść, wierutną bzdurą.
Tym razem na chwilę odpuszczę chłopakom (ale tylko na chwilę) i skupię się na dziewczynach, bo one również ponoszą odpowiedzialność za ujemny przyrost naturalny. Głównie dlatego, że…
Strasznie dużo narzekają
Na facetów.
Że świnia, cham i prostak. Że ciepłe kluchy, ciota i maminsynek. Że metro, wymuskana lalka z witryny sklepowej. Że dres i wsiór, co z sianokosów wrócił. Że nierób, bumelant. Że leming, korposzczur. Że nie zaspokaja – raz na misjonarza i do spania. Że seksoholik – wiązanie, przebieranie to za mało.
Jak mają kogoś, to biadolenia jest trochę mniej, aczkolwiek dopóki nie trafią na księcia z reklamy Old Spice’a, ciągle jest jakieś „ale”. A jak nie mają, to spazmy, że do końca życia będzie sama z kotem i zestawem szybkowarów z teflonu. Słuchając niektórych lasek mam wrażenie, że lepiej mieć beznadziejnego faceta, niż nie mieć w ogóle. Bo dziewczyna bez chłopaka jest mniej wartościowa. Coś z nią na pewno, ale to na pewno jest nie tak. I jeśli nawet nie chowa takiego sekretu jak Miriam, to pewnie jest tępa, albo ma brzydkie zdjęcie profilowe.
I te biedne dziewczyny tak czekają, czekają i czekają. I czekają, czekają i czekają (wierzę, że nie jesteś jedną z nich). I już nawet nie będę ich za to ganił, bo czekanie to jedyny sport w którym jesteśmy dobrzy jako naród, ale w trakcie wypatrywania tego daru z niebios…
Odstraszają!
Mimo że faceci puszą się, nadymają, chełpią, często i gęsto manifestują posiadanie dwóch owłosionych kulek między nogami, to w każdym z nich czai się mały chłopiec. Chłopaszek z puchu, obudowany szczelnie atrybutami mającymi symbolizować jego hiper męstwo, który się boi. Przeraźliwie się boi podejść do Ciebie i zgadać. Boi się, ponieważ jest dogłębnie przekonany, że w przypadku niepowodzenia publicznie go zlinczujesz, informując jednocześnie wszystkie kobiety na tej planecie, że ma małego fiutka, który nie staje.
To głupie, idiotyczne i dziecinne, ale tak jest. Więc gdy ten płochliwy 5-latek w ciele super samca alfa, wykrzesa krztę pewności siebie i podejmie heroiczną decyzję o powiedzeniu Ci „cześć”, nie bądź w tym momencie zagapiona w telefon, mając słuchawki w uszach.
Wiesz ile razy jechałem z jakimś kumplem komunikacją miejską, gapiąc się na współpasażerki i słysząc – „ooo, ta to jest zjawiskowa, umówiłbym się z nią”? Wiele. Więcej, niż dwa. A wiesz ile razy, któryś z tych kumpli zagadał do dziewczyny, na którą gapił się 8 przystanków? Zero. Z-E-R-O. Bo byłaś odcięta od świata zewnętrznego muzyką w uszach, a on podchodząc do Ciebie wytrąciłby Cię z błogostanu, na tej samej zasadzie na jakiej budzik wytrąca Cię ze snu. Nieprzyjemnie. I on doskonale o tym wiedział.
Marian: Ooo, ta to jest zjawiskowa, umówiłbym się z nią!
Ja: To się umów. Spytaj, czy gra w scrabble.
Marian: Nie no, nie. Widzę, że słucha muzyki. Nie chcę jej przeszkadzać.
Ja: Umrzesz bez potomstwa Marian.
Niezależnie, czy jedziesz autobusem, tramwajem, na rowerze, rolkach, czy hulajnodze bez kółek, słuchając muzyki na słuchawkach zamykasz się w sobie. Budujesz gruby, wysoki mur, widoczny dla wszystkich wokół, który skutecznie utrudnia do tarcie do Ciebie. Za wysoki, żeby większość chłopaków była w stanie go przeskoczyć. Może to brzmieć absurdalnie, może wydawać się śmieszne, ale tak jest.
Nie wierzysz? Przekonaj się sama i…
Zrób test
Obiecaj mi, że przez miesiąc jeżdżąc autobusem/tramwajem/pociągiem do pracy/na uczelnię/gdziekolwiek indziej nie będziesz wyciągać telefonu z torebki i zakładać słuchawek. Mogę założyć się z Tobą o dobre piwko, że przy najmniej 3 gości spróbuje do Ciebie zagadać na hasło „skąd dojeżdżasz”. Umowa stoi?