Od początku istnienia bloga opublikowałem 435 postów. Na początku pisałem krótsze codziennie, później dłuższe co 2 dni. Poważniejszą przerwę miałem rok temu, gdy poleciałem do Londynu szlakiem polskich rodzin, przerzucać paczki w magazynach. Jednak niezależnie czy danego dnia pisałem, czy nie, to świątek, piątek, sobota, niedziela myślałem o blogu. O nowych pomysłach na posty, o kierunkach rozwoju, o tym co jeszcze można zrobić, żeby było bardziej, lepiej, mocniej.
I jest nieźle.
Jestem zadowolony z tego, jak blog ma się jako całość w tej chwili. Podoba mi się szablon, tematy które poruszam i reakcje czytelników. Bywa, że przybijamy sobie piątkę, bywa, że kłócimy się jak rodzeństwo, ale nie jesteśmy sobie obojętni. Cieszy mnie, że jest Was tu tyle i wciąż przybywa, bo bądźmy szczerzy – jakbym chciał pisać tylko dla siebie, to bym pisał pamiętnik. Na papierze. A nie uzewnętrzniał się w najszerzej dostępnym medium.
Tak samo lubię siadać na balkonie/w parku/nad Wisłą i pisać, jaki i chodzić po mieście i szukać inspiracji. Dzięki temu, że prowadzę bloga poznałem kilka bardzo wartościowych osób, dostałem pracę i nabieram szlifu w publicznych wystąpieniach. Póki co wyrzeczenia równoważą się z korzyściami, ale wiem, że jeśli będę konsekwentny w tym co robię, to w końcu szala przechyli się na rzecz tych drugi.
Wiem gdzie chcę dojść, wiem co chcę zdobyć, wiem skąd chcę patrzeć na świat za rok. Mimo to, w tym momencie…
Wciskam stop
Muszę odpocząć od życia w sieci. Odetchnąć od smartfonów, netbooków i tabletów. Na chwilę stracić zasięg. Być poza wifi, HSDPA, UMTS i HDWP w awatarach. Zapomnieć co znaczy awatar. Wyrzucić ze słownika cover photo, login, pass i edge rank.
I nie myśleć o tym, czy post, nad którym siedziałem pół dnia, ktoś przeczyta, zleje ciepłym moczem, czy zachwyci się i wyśle połowie znajomych.
Chcę złapać niezdrowy dystans. Przypomnieć sobie jak dobrze żyje się w offlinie. Przez całą dobę. Zostawić telefon komórkowy w szufladzie i poczuć wolność. A nie irytujące uczucie omijania czegoś ważnego. Bo ważne rzeczy dzieją się wszędzie. To tylko kwestia tego, do czego przywiązujesz wagę.
A ja chcę się wyciszyć, po to by zacząć doceniać pierdoły. To, że wiatr wieje, słońce świeci, a woda jest mokra. Potrzebuję przerwy, chcę spojrzeć na wszystko z boku, wrócić do źródeł, wywrócić spojrzenie na świat, blogosferę i samego siebie do góry nogami, po to by…
Jechać dalej
Nie chcę się zapędzić w kozi róg. Nie chcę się zapętlić w myśleniu. Nie chcę zjeść swojego ogona. Robię krótką przerwę i wracam! Z nowymi pomysłami, nową energią i jeszcze większą motywacją do działania. Ale przede wszystkim z głodem zwycięstwa! Z wielką, nienakarmioną potrzebą udowodnienia wszem i wobec, kto tu szefuje.
Ten zjazd na pit-stop, nie może zaowocować niczym innym, jak dobrymi tekstami. Lepszymi, niż dotychczas.
Obiecuję.