Gdy dostałem maila w sprawie współpracy związanej z nowymi słuchawkami Sennheisera, ucieszyłem się, ale wiedziałem, że przy ewentualnym teście będę wyjątkowo nieobiektywny.
W liceum, wraz z kumplami, byłem doszczętnie pochłonięty muzyką, Fruity Loopsem i szukaniem nowych sampli. W tamtych czasach Sennheiser był jedną z marek, do których wzdychaliśmy przed spaniem i zaraz po przebudzeniu. Każdy chciał mieć słuchawki z tym charakterystyczny “s”, a jeszcze lepiej mikrofon. Wyżej wymieniony sprzęt jednoznacznie kojarzył nam się z jakością. Wysoką jakością. A mając go w rękach, pozytywne odczucia nie kończył się na skojarzeniach. I jest tak do tej pory.
Jak tylko dostałem “Momentum On”, jeszcze przed podłączeniem do wieży, pierwsze co zwróciło moją uwagę, to…
Dbałość o detale
Już samo “opakowanie” w jakim sprzedawane są słuchawki robi wrażenie. Elegancki pokrowiec, do którego chowając sprzęt, masz pewność, że przy żadnej większej podróży nic mu się nie stanie. Ale ja nie o pokrowcu.
Ramię, na którym osadzone są głośniczki, wykonane jest z nierdzewnej stali i obite zamszem. Złamanie przy przypadkowym kopnięciu/stanięciu/siadzie płaskim raczej nie wchodzi w grę. Sprawdzałem w warunkach bojowy, nic im się nie stało. Głośniczki też są osadzone w taki sposób na ramieniu, żeby trudno było je urwać, a jednocześnie łatwo dostosować do ucha. Można je wyginać na boki, przeciągać w górę i w dół, bez narażenia na szwank.
Oprócz tego głośniczki obite są milusim, mięciutkim materiałem, który daje bardzo miłe wrażenie przy kontakcie z uchem (ja osobiście mam przed oczami misia z reklamy Cocolino). Coś co również rzuciło mi się w oczy, to zakończenie kabla przy wtyczce. Celowo kończy się on pod kątem 90-ciu stopni i wzmocniony jest dodatkową osłonką, po to aby możliwość przetarcia zniwelować do zera. Nie ma nic bardziej irytującego, niż ten moment w tanich słuchawkach, gdy kable przy wtyczce przestają stykać i słyszysz dźwięk tylko w jednym kanale.
Okej, wykończenie, wykończeniem, ale słuchawki mają jeszcze…
Bajery
Super, hiper, mega, ekstra bajerem, który złapał mnie za serce mocniej, niż chirurg przy transplantacji, jest wypinany kabel. Boże, gdyby mi płacili za każdym razem, gdy wyrwałem kabel ze słuchawek, to już dawno przestałbym pisać bloga i został rentierem. Tego typu “usterka” to moja największa zmora. Niezliczoną ilość razy siedziałem przy laptopie i zapominając, że mam na sobie słuchawki, wstawałem wyrywając kabel i niszcząc sprzęt bezpowrotnie. Albo wracając z herbatą nieświadomie zahaczałem o niego, co skutkowało tym samym. W “Momentum On”, w takiej sytuacji, można po prostu wypiąć zepsuty kabel i wymienić na nowy (zapasowy dostajemy w komplecie). Takie proste, a takie genialne. Zakochałem się.
Mniejszą miłością pałam już do tego, że w kablu przy słuchawkach znajduje się minipilot, na którym można pogłaśniać/ściszać muzykę i odbierać połączenia telefoniczne. Świetna opcja, ale tylko na iPhone’a. Tak, świat technologii nie jest sprawiedliwy.
Natomiast bardzo sprawiedliwa jest jakość dźwięku. Na tych słuchawkach po prostu…
Wszystko słychać!
Mam taki rytuał, że zawsze gdy kupuję nową płytę, najpierw w spokoju przesłuchuję ją na słuchawkach, a dopiero potem puszczam na kolumnach. Robię to po to, żeby bardziej się wczuć, skupić i wyłapać wszystkie smaczki na drugim i trzecim planie. Słuchając muzyki na wieży nie jestem w stanie wyodrębnić wszystkich instrumentów. Nie wiem czy to kwestia tego, że nie mam monitorów studyjnych, czy, że mam źle zaaranżowane wnętrze, czy chodzi po prostu o psychoakustykę. Tak czy inaczej, gdy chcę usłyszeć każdy dźwięk, zakładam słuchawki.
I zakładając “Momentum On” mocno się zdziwiłem.
Przy płytach/utworach, które wydawało mi się, że znam doskonale okazało się, że jestem w błędzie. Na tych słuchawkach po prostu słychać wszystko. Wszystko co słyszałeś wcześniej i wszystko o czym nie miałeś pojęcia, że znajduje się w danym utworze. Zakładasz je i nagle okazuje się, że w Twoim ulubiony kawałku są jeszcze 2 linie melodyczne, o których nie wiedziałeś. Szok! Puste gadanie o tym, że dźwięk jest czysty zostawiam do reklam w gazetach.
Na tym sprzęcie jeśli wchodzi bas, to oprócz tego, że masz go w uszach, czujesz go na całym ciele. Hi-haty cykają ostro jak brzytwy, a stopa kopie mocno jakbyś miał perkusję ustawioną tuż za swoimi plecami. Ale i tak największe wrażenie robi brzmienie wszystkich synthów. Muzyka nabiera nowego wymiaru. Syntezatory skrzą się na pierwszy planie, nie dominując jednak kompozycji, po czym dogasają głęboko w tle będąc cały czas wyraźne. Tu nie ma gorszych i lepszych pasm częstotliwości. Dół, środek i góra idą równie mocno i głęboko. Cholera, tak to chciałem słyszeć!
Więcej info?
Cóż, ostrzegałem, że będę nieobiektywny, ale jeśli chcesz mnie sprawdzić, to jest okazja. Na stronie producenta właśnie rozpoczął się konkurs, w którym możesz wygrać Sennheiser “Momentum On” i skonfrontować, czy te słuchawki faktycznie takie fajne. Tam znajdziesz też szczegółową techniczną specyfikację sprzętu. Oprócz tego warto zajrzeć na kanał i fanpage Senheisera, gdzie na bieżąco pojawiają się treści z okołomuzycznego światka.