Co jakiś czas zdarza mi się dostać maila, dwa albo pisiont z pytaniami odnośnie blogowania. Jak zacząć, jak pisać, o czym pisać, czy Blogspot, czy WordPress, czy połykać i czy picie Actimela wpływa na ilość propozycji komercyjnych. Też kiedyś zaczynałem, więc trochę wiem jak to jest. Dlatego staram się odpisywać na wszystkie. Nawet te najbardziej aroganckie i forsujące granicę absurdu.
Mailując/przeglądając blogi raczkujących autorów wybija się na pierwszy plan kilka irytujących rzeczy. Zebrałem najczęściej powtarzające się z nich. Nie po to by ich wykpić, tylko by im pomóc i zwrócić uwagę na błędy, które popełniają lub mają zamiar popełnić. Ludwiku Dornie, Sabo, nie idźcie tą drogą.
#1 – Chcą zarabiać po 3 postach
Zazwyczaj im mniej wpisów na blogu i im jest on brzydszy, tym lepiej ma wyeksponowaną zakładkę „współpraca”. Profesjonalne podejście od samego początku, w tym prosty sposób w jaki reklamodawcy mogą się z Tobą skontaktować, jest jak najbardziej wskazane, ale jest jedna rzecz ważniejsza od tego. Zanim zdobędziesz osoby, które będą chciały Ci płacić za pisanie, musisz przyciągnąć osoby, które będą chciały Cię czytać. Dokładnie w tej kolejności.
#2 – Chcą, żebyś podał im wszystko na tacy…
Najbardziej arogancki mail jaki dostałem w życiu brzmiał tak:
Hejka,
Trafilam na twojego bloga przypadkiem (przeznaczenie?), ale widze, że niezle ci sie na nim kręci i reklamuja sie u ciebie firmy. Niezle! Ja też o tym myślę, a wiadomo jakie sa poczatki ;/ Narazie obserwuje mnie tylko 700 osob ale to lepiej niz 0 co nie? Napiszesz mi jak to rozruszac? co zrobic, żeby to sie krecilo i wpadala jakas kasa? tylko konkrety bo już mnie nudza te długaśne poradniki.
Pzdr!
Ps. Ten ostatni tekst o tej pracy nad morzem nawet spoko ;)
Jahstinka
www.[mało chwytliwa nazwa bloga].blogspot.com
#2.5 – …i to za darmo
Na maile jak ten powyżej zazwyczaj odpisuję jednym zdaniem, linkując do książek Kominka. W odpowiedzi dostaję litanię narzekań, że to takie drogie (w sumie 70zł) i czy mógłbym im wysłać mailem PDFy. Bez komentarza.
#3 – Komentują nickiem z adresem bloga
Też tak robiłem (przez miesiąc albo dwa), po czym doszło do mnie, że to siara, przypał i przede wszystkim TO NIE GENERUJE RUCHU! Ani komentowanie na blogach innych autorów jako www.gosiablogujeogotowaniuihaftowaniuisraniu.hwdp.blogspot.com.pl.eu.xxx, ani komentowanie na innych fanpejdżach jako fanpejdż nie powoduje przyrostu fanów. Naprawdę NIKT W TO NIE KLIKA! Jeśli mi nie wierzysz, to przypomnij sobie kiedy Ty ostatnio kliknąłeś w coś takiego u Maffashion, czy Macademian Girl.
#4 – Zapraszają do wspólnych projektów
Wiem, że Twój pomysł na magazyn/portal/blog zrzeszający innych autorów wydaje się kamieniem milowym, który raz na zawsze zmieni oblicze internetu. Wiem. Wiem, że jesteś pewien bardziej niż śmierci, że już po tygodniu będziemy zarabiać po kilkanaście koła na łeb. Wiem. Wiem, że ten projekt jest inny, niż 416 poprzednich, do których dostałem zaproszenie, żeby tworzyć je na zasadach wolontariatu kosztem mojego bloga. Wiem. Ale wiedz, że ten jest 417, a żaden z poprzednich nawet nie ujrzał światła dziennego. Proszę, nie napastuj mnie.
#5 – Piszą jak im się zachce
To boli najbardziej.
Kliknąłem w link z domeną, której nie znam. Doczytałem posta do końca. Był ciekawy/zabawny/dobrze napisany/prezentował oryginalny punkt widzenia. Udostępniłem na Fejsie. Przejrzałem stare teksty, żeby bliżej poznać autora i wkręcić się w klimat. Polubiłem fanpejdż, żeby być na bieżąco. I czekam. Czekam, czekam, czekam na nowe posty i nic. 2 tygodnie ciszy, bo autorowi się nie chce. Bo akurat dłubanie w pępku i oglądanie „Klanu” było ważniejsze.
Bądź przeklęty.
#6 – Przepraszają za to, że ostatnio nie pisali
Jak im się w końcu zachce, to zjadają ich wyrzuty sumienia i mają potrzebę usprawiedliwienia się przed światem. Kajają się jak uczeń z zagrożeniem z chemii po wywiadówce, przepraszają i żarliwie obiecują poprawę. I nie przyjdzie im do głowy, że po pierwsze to śmieszne, a po drugie nikogo to nie obchodzi.
#7 – Nie potrafią złożyć zdania bez emotikony
Jeśli ktoś prowadzi bloga opartego na treściach pisanych i w każdym zdaniu musi mieć buziaczka albo uśmieszek, to nie świadczy o jego warsztacie najlepiej. Zresztą, wiecie jakie mam zdanie na ten temat.
#8 – Manifestują swoją niekomercyjność
Mam wrażenie, że niektórzy za punkt honoru stawiają sobie niezarabianie na blogu. Jakby nadrzędnym celem ich działalności w sieci było odpędzanie od siebie pieniędzy. Piszą manifesty, obszerne deklaracje, i starają się odgrodzić grubym murem od tych złych, pobierających wynagrodzenie za swoją pracę blogerów. Dla tych wszystkich nawiedzonych ideowców mam 2 informacje, które mogą wywrócić do góry nogami ich spojrzenie na świat:
- Hajs od starych kiedyś może się skończyć.
- Jeśli chcesz być w czymś najlepszy, a przynajmniej dorównywać do czołówki, musisz na tym zarabiać. Jeśli nie będziesz miał z tego pieniędzy, nie będziesz miał warunków żeby się rozwijać.
#9 – Jadą po blogosferze i dużych blogerach
I nie rozumieją, że tutaj wszyscy się znają. Wszyscy, którzy się liczą.
Rozumiem, że może nie podobać Ci się styl/tematyka/wizerunek blogera X, Y, lub Z. Ale dopóki go nie poznasz osobiście (poza blogiem), nie linczuj go publicznie. A gdy poznasz, tym bardziej. To naprawdę małe środowisko i atak na kogoś z czołówki nie przyniesie Ci chwały i poklasku. Raczej zaowocuje przyklejeniem łatki „krzykacz a.k.a. ujadający kundel z bólem dupy”. Zresztą, podejrzewam, że na podwórku też nie robiłeś kupy do wspólnej piaskownicy, prawda?
#10 – Mordują nośne tematy
Przekleństwo początkujących. Popełniałem ten błąd nagminnie przez pierwszy rok pisania.
Jeśli słyszą o rozdawaniu kawy bezdomnym, to piszą, że kawa bezdomnym jest rozdawana. Jeśli widzą na pierwszym planie okładające się małpy, to mówią, że małpy się okładają. Jeśli obejrzeli filmik z całującymi się ludźmi, to ich wypowiedź zawęzi się do słów-kluczy „ludzie”, „całowanie”, „filmik”. Nie analizują co to znaczy, co z tego wynika, ani co dzieje się w tle. Informują. Czyli piszą o tym, co odbiorca widzi na pierwszy rzut oka, a Gazeta.pl miała to jako temat dnia. Wczoraj.
#11 – Nie znają słowa „dziękuję”
Pisze do Ciebie taka Zosia. Bez polskich znaków, bez wielkich liter, błagalnym tonem, żebyś przejrzał jej bloga. I powiedział co myślisz. Innymi słowy, żebyś zaudytował wszystko co robi, wypunktował konkretne błędy i zarekomendowała rozwiązania. Że masz dobre serce i mama przekazała Ci, że warto pomagać innym, to siedzisz godzinę na jej blogu, przebijasz się przez szablon z 95-go roku, składnię zdań na poziomie ameby i piszesz co jest nie tak. Mógłbyś napisać, że wszystko, ale chcesz być rzetelny i rozbijasz to na czynniki pierwsze.
W końcu wysyłasz jej rady, które sam chciałbyś dostać zaczynając blogowanie. Liczysz, że weźmie je sobie do serca i za rok będziesz mógł ją traktować jak równą konkurentkę, której wyśmienite teksty motywują Cię do rozwoju. Albo przynajmniej kogoś, kto umie podlinkować wpis na Fejsie zaciągając miniaturkę. W odpowiedzi, za poświęcony czas i pracę, dostajesz tyle co pół litra na dwóch. A wystarczyłoby krótkie, proste „dzięki”.
Spoko. Nie ma za co.