Masz wolny kwadrat, bo od dawna mieszkasz sam. Albo akurat rodzice wyjechali na weekend. Tak, czy inaczej, chcesz zrobić domówkę, bo lubisz się bawić, a dawno nic się nie działo. Domówka, jak każda impreza, ma to do siebie, że im więcej ludzi, tym lepsza, więc otwierasz drzwi na oścież i robisz wstęp wolny. Zapraszasz znajomych, znajomych znajomych, znajomych znajomych znajomych i nawet swoją byłą.
Goście walą drzwiami i oknami, parkiet pęka w szwach, jest spoko.
Wszyscy bawią się w najlepsze, śmichy-chichy, tańce, hulanki i dowcipy o Chucku Norrisie. Nagle kuzyn szwagra siostry przyjaciółki córki sprzątaczki z sąsiedniego osiedla oświadcza, że muzyka, którą puszczasz jest do dupy i musisz ją zmienić. Bo on tak chce. Za chwilę jakiś inny syn proboszcza zaczyna się drzeć, że Twoje mieszkanie jest brzydkie, śmierdzi i ludzie nie powinni tu przychodzić. Powinni przyjść do niego. Po czym puszcza pawia na środku parkietu. W międzyczasie jakiś podchmielony dres zaczyna obrażać Twoich gości, charkając im na buty i kwituje performens stwierdzeniem, że jesteś baranem.
Impreza zaczyna podupadać, ludzie zbierają się do wyjścia, na półpiętrze dwie tipsiary szarpią się za włosy, a Ty masz ochotę wyrzucić wszystkich za drzwi i już nigdy nikogo nie zapraszać. Zrobili Ci z domu burdel, w którym już sam nie chcesz przebywać. A wystarczyło tylko pozbyć się hołoty i dalej bawilibyście się w błogiej atmosferze.
Z blogiem jest podobnie.
Blog to Twoja domówka w internecie. Drzwi stoją otworem, każdy może wpaść, ale i każdego możesz wyrzucić za fraki, jeśli psuje imprezę. Nawet jeśli plujesz tęczą w swoich wpisach i starasz się zbudować na blogu bastion miłości, zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będzie się to podobać. Zawsze. Powie, że się sprzedałeś, jesteś monotematyczny, wpisy są pod publiczkę, a poza tym masz krzywy zgryz i źle dobrane spinki do mankietów na profilowym. Albo, że po prostu jesteś chujem.
Żeby nie utrudniać życia normalnym czytelnikom, a zwłaszcza sobie, takiego siejącego ferment człowieczka trzeba natychmiast katapultować z bloga. Natychmiast! Jeśli tego nie zrobisz, rozwali Ci imprezę. Wystraszy ludzi, którzy przyszli się bawić i sprawi, że sam stracisz ochotę do pisania. Gorszego scenariusza nie ma. Wciśnij „delete” i usuń wirtualnego pawia, którego puścił między gości, a najlepiej zbanuj. I gdy zażąda wyjaśnień, dlaczego jego komentarz zniknął jak kał po pociągnięciu za spłuczkę, odpowiedz krótko.
Usunąłem Twój komentarz, bo psujesz zabawę.