– Sorka za spóźnienie – wypluła resztką sił zdyszana Gosia.
– Ej, bez kitu dziewczyno, 20 minut. Co ty robiłaś? Już miałem iść do domu, ale nie chciało mi się wstawać – rezolutnie przywitałem dobrą kumpelę.
– Przepraszam – wdech – nie moja wina – wydech – mieliśmy zamknięcie miesiąca. – wdech – Wiesz jak to jest… – wydech.
– W sumie to nie wiem. Nieważne. Gdzie idziemy?
– Przepraszam, serio. Głupio mi, bo nie lubię się spóźniać, ale ta praca mnie wykańcza.
– Wiem. Ostatnio też tak mówiłaś – ostatnio faktycznie też tak mówiła – Dobra, gdzie idziemy?
– Wiem. Chciałabym ją w końcu zmienić – kolejna deklaracja rzucona w otchłań kosmosu.
– A chcesz? – podpuszczam.
– No chciałabym. Bardzo – znów w próżnię.
– To czemu nie zmienisz? – nie daję za wygraną.
– O, możemy pójść tutaj! Tu mają dobrą lemoniadę – spotkanie zakończone walkowerem.
***
– Znowu wciągałeś? – wyszczekała świdrując jego nieobecny wzrok swoim własnym, przebijając się przez taflę duszące światło kuchennej żarówki.
– Co? O co ci znowu chodzi? – odburknął udając, że wcale nie ma szczękościsku.
– Znowu wciągałeś, przyznaj się!
– Daj mi spokój do cholery!
– Przecież widzę po twoich oczach. Mógłbyś mnie chociaż nie oszukiwać – spazmatycznie wyrzuciła z siebie stwierdzenie, obrazujące jej bezsilność. Mimo wszystko, w głębi ducha, naiwnie liczyła, że zaprzeczy.
– Tak mamo. Brałem amfetaminę – potwierdził sucho 19-letni Bartuś, kolejny raz pozbawiając ją resztek złudzeń.
– Przecież obiecywałeś – pierwsza łza – obiecywałeś, że przestaniesz! – druga łza.
– Wiem mamo – trzecia łza – Naprawdę – czwarta łza – naprawdę chciałbym z tym skończyć – morze łez.
***
– To co Mareczku, gdzie jedziecie w końcu na ten urlopik? – zagaił Tomeczek wchodząc z wielkim kubkiem kawy i pączkiem wielkości połowy twarzy do kantyny.
– Chcielibyśmy do Bułgarii. Bo ciepło. I nie drogo. I woda ciepła – odpowiedział niespiesznie Mareczek tonem natchnionego fantasty gnąc sreberko z ostatniej buły.
– No ciepło, ciepło – zaaprobował wybór Tomeczek – i tanio! To jedziecie, czy lecicie?
– Chcielibyśmy polecieć, bo wygoda, ale to nie wiadomo jeszcze, bo może drogo wyjść.
– Eno, lećcie, lećcie, bo autokarem to 3 dni jechać będziecie i po wysiadce już wam się tych wakcyji odechce. Hehe – przekonywał doświadczony w niskobudżetowych podróżach Tomeczek.
– No chcielibyśmy, ale to nie wiadomo jeszcze. Może na działkę do szwagra pojedziemy. Bo nowe leżaki nakupował.
***
Między „chciałbym”, a „chcę” jest taka różnica, jak między „zrobię”, a „zrobiłem” i zazwyczaj widzą ją wszyscy poza głównym zainteresowanym. Używając trybu przypuszczającego próbujemy nagiąć rzeczywistość i przekonać całe otoczenie, że faktycznie tak będzie, ale de facto oszukujemy tylko samych siebie. „Chciałbym” znaczy tyle co „to nigdy nie będzie miało miejsca, ale nie mam jaj, żeby się do tego przyznać”.