Nigdy nie ciągnęło mnie do stolicy i idąc na studia nawet nie myślałem, żeby się tam wyprowadzić. Nie, żebym coś miał do Warszawy, po prostu zawsze czułem, że Kraków to moje miejsce. Póki co nie zamierzam tego zmieniać, ale od jakiegoś czasu jestem dość częstym gościem w stołecznym mieście i mocno je oswajam. Nie tylko ze względu na spotkania branżowo-blogowe, ale i przez to, że kilku moich dobrych znajomych się tam przeniosło. Poznaję Warszawę od bardzo różnych stron i na bieżąco konfrontuję z tym, co można zastać w Krakowie.
Poniżej to, co najbardziej rzuciło mi się w oczy porównując te dwa miasta.
Różnice
Przystanki. W Warszawie, tak jak w Krakowie, na głównych rondach, czy skrzyżowaniach jest od groma przystanków. Tyle, że są sensownie ponumerowane. Czyli jest „Rondo de Gaulle’a 1”, „Rondo de Gaulle’a 2”, „Rondo de Gaulle’a 15” i „Rondo de Gaulle’a 27”, przez co można się jakoś odnaleźć będąc w danym miejscu pierwszy raz. A nie tylko „Rondo Mogilskie” na wszystkich, co sprowadza się do biegania po 8 przystankach na 2 poziomach, żeby znaleźć właściwy. I zorientować się, że autobus odjechał z niego minutę temu.
Bójki. W stolicy możesz dostać prawego prostego w maskę, w Grodzie Króla Kraka kosę pod żebra. Taki urok Krakowa, że zamiast jedynki możesz od razu stracić życie. Czasem wystarczy zwrócić komuś uwagę na Grodzkiej albo Wielopolu. Czyli w ścisłym centrum miasta.
Kluby. W Krakowie 90% imprezowni zlokalizowanych jest przy Rynku Głównym. I jest ich sporo (20? 30? Nigdy nie liczyłem, ale w tych granicach). W związku z czym, jeśli w jednym z nich jest Twój były, to wystarczy przejść 50 metrów i już go nie ma, a zabawa trwa dalej. W Warszawie kluby rozsiane są po całym mieście, w związku z czym zmiana lokalu wiąże się z większą wyprawą, przez co najczęściej siedzi się w jednym miejscu.
Klimatyzacja w komunikacji miejskiej. W warszawskiej działa.
Tempo. Warszawa biegnie, Kraków przechadza się. Tempo poruszania się jest diametralnie inne i od momentu wyjścia z pociągu albo zaczynasz przyspieszać jak na zawodach chodziarzy, albo snujesz się jak geriatrycy, w zależności od tego gdzie wysiadasz.
Niedziela. Jeśli zabrałbym Ci kalendarz, nie zorientowałbyś się jaki dzień tygodnia jest w Krakowie. Zawsze w okolicach śródmieścia jest tyle samo ludzi, wycieczek, żebraków i studentów (no może poza wakacjami, wtedy jest więcej tych drugich, a mniej ostatnich). W Warszawie w ostatni dzień tygodnia robi się dużo spokojniej i przepływ ludzi zdecydowanie maleje.
[emaillocker]
Pijani Angole i Hiszpanie. W stolicy ich nie ma. W byłej stolicy robią takie bydło, że czasem wolisz spędzić weekend w domu.
Bilety komunikacji miejskiej. W Wawie są droższe, ale możesz za nie zapłacić PayPassem. Kilka razy uratowało mi to skórę, gdy wsiadłem rozanielony do tramwaju i po dojściu do biletomatu olśniło mnie, że przecież nie mam żadnego bilonu.
Wisła. U nas, jeśli siądziesz na bulwarach z piwem zaraz wyskakuje orszak dumnych z siebie policjantów, brawurowo udaremniając kryminogenny czyn wypicia piwa. Na barkach siedzą same dziadeczki, leci „Biały miś” i całość nadaje klimatu imprezy w remizie. W Syrenim Mieście natomiast, brzeg Wisły opanowany jest przez młodych. Wzdłuż kilkukilometrowych schodów ciągną się odkryte kluby, stylizowane na plażowe, a imprezy trwają do świtu. Albo i południa dnia następnego. A na samych schodkach, też nie ma problemu, żeby posiedzieć i napić się alkoholu.
Zdecydowanie najlepsze miejsce do imprezowania w stolicy. Przynajmniej latem. Jak złapię złotą rybkę, to zażyczę sobie, żeby w Krakowie też tak było.
Podobieństwa
Brak znajomości miasta. W obu miastach połowa przechodniów to przyjezdni, bądź chwilowi mieszkańcy, którzy nie mają pojęcia, gdzie co jest. Jeśli spytasz ich o drogę do jakiegokolwiek miejsca, poza największą galerią handlową, bądź głównym dworcem, nie pomogą Ci. Często nawet nie będą znali nazwy ulicy, na której stoją.
Absurdalne ceny mieszkań. Kraków bardzo się starał i w zasadzie dogonił Warszawę. Za dwupokojowe mieszkanie z miejskim ogrzewaniem, znajdujące się nie na wydupiu, płacisz od 2100zł wzwyż. To tyle co mediana zarobków w Polsce.
Metro. W Warszawie jest tylko jedna linia więcej, niż w Krakowie.
Ludzie kłamią, że tu mieszkają. Absolutnie nie mam nic do osób z małych miast, miasteczek, czy wsi. Serio. Śmieszy mnie natomiast, jak ktoś mieszka w miejscowości pod Warszawą, która nie jest jej częścią tak bardzo jak tylko się da, ale jak go spytasz skąd jest, to dumnie powie, że ze stolicy. Bo raz w miesiącu jeździ tam kupić klapki na bazarze. W Krakowie jest to samo. Wszyscy w promieniu 30 kilometrów od granic miasta są stąd.
To tyle z moich obserwacji. Jeśli Ty zwróciłeś uwagę na coś zupełnie innego, co dzieli, bądź łączy te dwa miasta, to śmiało. Komentarze są Twoje.
[/emaillocker]