Close
Close

Chciałbym przeklnąć, ale się boję

Skip to entry content

Kojarzysz ludzi, którzy mówią „kuźwa” zamiast „kurwa”, „vaffanculo” zamiast „spierdalaj” i rozochoceni, jakby proboszcz smyrał ich za uchem śpiewają „I wanna fuck you” Akona, ale w życiu nawet by nie zanucili „A jebać mi się chce” Liroya? Kojarzysz. To starszy accountant od Ciebie z działu, córka dziekana z drugiego potoku, ostatni ministrant z Twojej klasy albo ta laska, która po kwartale podchodów powiedziała Ci, że seks dopiero po pierwszym dziecku.

Ci sami ludzie kropkują wulgaryzmy przeklinając w internecie.

Jak się irytują piszą „ja pie***le”, „k#^%a mać” i „to jest po…ane”. A jak chcą kogoś obrazić, to wklepują „sk&%!@syn” albo „ch*j”. I myślą, że są czyści. Że nie pobrudzili sobie języka dosadnymi określeniami narządów rozrodczych i najstarszego zawodu świata. Że nie ubabrali błotem białego płótna, tylko posadzili kilka przebiśniegów na rumowisku. Bo jak ocenzurują wulgaryzm, to wydaje im się, że już nie jest wulgaryzmem. Takiego rżnięcia głupa nie widziałem nawet w amatorskim porno.

Cenzurowanie wulgaryzmów, to esencja hipokryzji.

Bo co, chciałbyś tupnąć nóżką i rzucić chujem, ale boisz się, że mama zobaczy? Albo team leader? Napisałbyś leksykon synonimów do uprawiania stosunku płciowego z samym sobą, ale tylko gdyby nikt nie patrzył? Bo jak wypowiadasz się publicznie to wiesz, że to nie wypada? Jesteś obłudny do kwadratu, bo jak wstawisz gwiazdki i kratki w przekleństwo, to to nie przestaje być przekleństwem. I każdy doskonale wie jakie to słowo. I Ty też doskonale wiesz, że tak jest. Bo jeśli by tak nie było, to byś go nie napisał.

„K*rwa” jest taką samą rysą na porcelanie jak „kurwa”, tyle, że świadczy o tchórzostwie autora.

Jak chcesz przeklinać, to rób z jajami. Albo nie rób tego wcale.

(niżej jest kolejny tekst)

8 pytań, na które powinieneś znać odpowiedzi

Skip to entry content

Odkąd zaczynamy chodzić do przedszkola życie większości z nas jest zaplanowane tak, byśmy działali i nie mieli za wiele czasu na myślenie. Najpierw podstawowe, potem średnie, czasem wyższe, później praca, żona, dzieci, emerytura i marmurowy nagrobek. System na tym korzysta, my niekoniecznie. Większość osób wpada w szablon i podstawia się do wzoru, bo czasem jest im tak wygodniej i bezpieczniej, ale część z nich nawet nie wie, że w nim jest.

Często przez to, że nie miały przy sobie nikogo, kto wyłowiłby je z nurtu rzeki, ale częściej dlatego, że nie zadały sobie odpowiednich pytań. Pytań, które pozwoliłyby im spojrzeć na siebie i swoje życie z dystansu, i zobaczyć jego realny obraz. Te pytania są banalne, proste i oczywiste, i bardzo prawdopodobne jest, że zaczniesz się śmiać, gdy je przeczytasz. Dużo mniej śmiechu jest przy udzielaniu odpowiedzi. Mimo, iż wydawać by się mogło, że to fundamenty każdej jednostki, to spotkałem dziesiątki osób, które miały z nimi większy problem, niż z rachunkiem różniczkowym.

Poniżej 8 pytań, na które powinieneś znać odpowiedzi, jeśli chcesz mieć szczęśliwe życie. A przynajmniej, jeśli do takiego dążysz.

1.  Co lubisz robić? Hobby, pasja, zainteresowanie, nazwij to jak chcesz. Może to jest zbieranie znaczków, może wspinaczki wysokogórskie, może granie na ukulele, a może hodowanie bazylii na balkonie. Co by to nie było, jeśli masz coś co Cię kręci, w momencie kiedy sypie Ci się związek, tracisz kontakt z przyjaciółmi, albo nie dogadujesz się z rodziną, nie zostajesz sam. Masz swoją pasję, która jest tylko twoja i nikt Ci jej nie może zabrać.

2. W czym jesteś dobry? To pytanie niemal z rozmowy rekrutacyjnej, ale samoświadomość w tym temacie jest bardzo istotna. Jeśli nie wiesz w czym jesteś dobry, co jest Twoją mocną stroną, to skąd masz wiedzieć, co powinieneś robić w życiu? Trochę szkoda, żeby wybitny lektor radiowy marnował się jako magazynier, tylko przez niewiedzę.

3. W czym nie? Sytuacja podobna jak powyżej. Musisz znać swoje słabości i wiedzieć w czym się nie sprawdzasz. Inaczej system wmanewruje Cię na stanowisko telemarketera dzwoniącego do setek ludzi dziennie, podczas, gdy Ty jesteś ścisłowcem-introwertykiem męczącym się w ciągłym kontakcie z ludźmi.

4. Czy ludzie, z którymi spędzasz czas wnoszą coś do Twojego życia? „Z kim przestajesz, takim się stajesz” to nie tylko farmazon na potrzeby wychowawczych gadek. To jakimi ludźmi się otaczasz na co dzień ma bardzo duży wpływ na sposób Twojego myślenia i pojmowanie rzeczywistości. Jeśli Twoi znajomi to tylko ludzie od melanżu, którzy nie otwierają przed Tobą nowych horyzontów, ani nie nakręcają Cię pozytywnie swoimi zajawkami, to możesz ukisić się we własnymi sosie.

5. Czy praca, którą wykonujesz rozwija Cię? Ja wiem, że za coś trzeba żyć, że różnie bywa i w ogóle. Wiem, serio. Ale im dłużej zatrzymujesz się w pracy „na chwilę”, tym trudniej ją zmienić. Po pewnym czasie możesz nawet stwierdzić, że na zmianę jest już za późno. Albo, że przecież to tylko praca. Błąd! To przynajmniej połowa czasu, w którym nie śpisz. Szkoda, żebyś co miesiąc poświęcał 160 godzin na coś, co Cię nie interesuje, nie kręci i robisz to z przymusu.

6. Jakie jest Twoje największe marzenie? To przerażające, ale zaryzykuję stwierdzenie, że ponad 80% społeczeństwa nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Coś, co jest oczywistą oczywistością i powinno być bazą do jakichkolwiek działań, bo w przeciwnym wypadku egzystencja zamienia się w czysty konsumpcjonizm. A w zasadzie wegetację. Po co żyć, jeśli nie po to by spełniać marzenia?

7. Co musisz zrobić, żeby je zrealizować? To dotyczy tych 20%, które potrafi odpowiedzieć na poprzednie, ale pozostaje na etapie „chciałbym”, a nie „chcę”. Czyli chciałbym mieszkać w Paryżu, chciałbym być gwiazdą rocka, chciałbym polecieć w kosmos. Jeśli nie wiesz jakie kroki musisz podjąć, żeby wyobrażenie stało się rzeczywistością, to na zawsze pozostanie w sferze fantazji.

8. Co kręci Cię u płci przeciwnej? Przypadki są fajne do czwartego rozstania. Albo pierwszej zdrady. Po kilku związkach, każdy, bardziej świadomie lub mniej, wie co podoba mu się u drugiej strony. I warto zdać sobie z tego sprawę. Jeśli lubisz postawnych drwali, którzy raczej działają, niż gadają, nie oszukuj się, że będziesz z chuderlawym gadułą, tylko dlatego, że wygląda na bardziej zrównoważonego i to rozsądne. Rozsądne decyzje podejmuje się w bankach. W przypadku związków, zgodne ze swoimi potrzebami.

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zechcesz podzielić się odpowiedziami na te 8 pytań, ale uznam za nie mniejszy sukces, jeśli odpowiesz sobie na nie sam przed lustrem.

Zostałem wychowany w kulcie skromności i posypywania głowy popiołem. Zawsze, gdy na Wigilii ktoś chwalił babcię za uszka z kapustą i grzybami, zachwycając się jakie są dobre, mówiła, że nieprawda. Albo że raz jej się udało, bo normalnie są średnie. A były boskie! I to za każdym razem! Zresztą sernik i szarlotka też bardzo pierwszoklasowe. Zawsze, gdy ktoś otwarcie doceniał jej pracę widziałem dumę na jej twarzy, ale i jednocześnie spore zakłopotanie – jak przyjąć słowa uznania? Jak reagować na komplementy?

Nie chcę wszystkiego sprowadzać do hasła „mentalność Polaków”, ale z grubsza rzecz ujmując, jako naród nie jesteśmy nauczeni jak radzić sobie z komplementami. I celowo użyłem zwrotu „radzić sobie”, bo dla większości miłe słowa to problem, z którym za bardzo nie wiadomo co zrobić. Niby każdy chciałby dostać, ale jak już się pojawia, to sprawia tylko, że czujemy się niezręcznie. Bo przecież skromność to cnota i jak tu się zachować, żeby przypadkiem ktoś nie posądził nas o pychę i zarozumiałość?

Najczęściej ludzie w takiej sytuacji przyjmują jedną z 4-ech strategii:

Deprecjacja tematu

– Gratuluję srebra w mistrzostwach pływackich, rewelacja!
– Aaa, to nic takiego. No, udało się, tyle.
– Co ty mówisz, przecież to wielki sukces i kawał ciężkiej roboty!
– Nie no przesadzasz, to przecież tylko zwykłe zawody, każdy mógł je wygrać.

Umniejszanie tego, co zrobiłeś jest bezsensowne dla obu stron – zarówno dla Ciebie jak i Twojego rozmówcy. Dla Ciebie, bo się nie cenisz i nie jesteś dumny z tego, co zrobiłeś i nie uważasz nawet, że to coś na co warto zwrócić uwagę. Trudno rozwijać się i piąć w górę bez świadomości własnych atutów i przekonania o własnej wartości. Zaprzeczanie komplementom jest też głupie z perspektywy osoby, która Ci je prawi, bo niby co ma pomyśleć w takiej sytuacji? Że źle zrobiła doceniając Twoje osiągnięcia, bo to przecież nieistotna pierdoła?

Zbycie pochlebstwa ciszą

– …a tak w ogóle to świetne zdjęcia z Tunezji, wyszłaś na nich zjawiskowo.
– …

Próba przemilczenia pochwały w oczekiwaniu na grom z jasnego nieba, to chyba najgorsze wyjście z możliwych. Bo ten piorun, mimo oczekiwań i ściągania go myślami, nie uderza, a Wy stoicie w niezręcznej ciszy. I stoicie. I stoicie. I stoicie. Aż nie udasz, że woła Cię znajomy, dzwoni do Ciebie telefon, albo nie dostaniesz zawału.

Zmiana tematu

– Cześć Karolina! Rety, fantastyczna sukienka, wyg…
– Cześć Janek! Co u ciebie? Jak było w Krośnie, dobrze się bawiłeś na Podkarpaciu?

To technika z kategorii „najlepszą obroną jest atak”. Jeśli zaatakujesz znienacka, w połowie zdania, rozmówca będzie w takim szoku, że zacznie odpowiadać na Twoje pytania. I nawet nie zauważy, że chamsko mu przerwałaś, gdy chciał powiedzieć Ci coś miłego. Unikniesz krepującej sytuacji, w której może i nawet byś się zarumieniła, ale możesz mieć pewność, że już drugi raz nie będzie się silił na serdeczne gesty.

Przyjęcie komplementu i podziękowanie

Jedyne adekwatne rozwiązanie. Serio, przerabiałem wszystkie scenariusze i najsensowniejszą reakcją na komplementy, niezależnie czego by one nie dotyczył, jest po prostu przyjęcie ich i powiedzenie „dziękuję”. Tyle. Jeśli jesteś w czymś dobry, zupełnie nie ma powodu, by męczyć się fałszywą skromnością, bądź tego wypierać. Jesteś asem w danym temacie i ludzie to widzą. Bez znaczenia, czy pieczesz ciasta, grasz na skrzypcach, robisz zdjęcia, wyplatasz kosze z wikliny, czy kodzisz aplikacje mobilne.

Podziękuj za ciepłe słowa i poczuj zajebistość w lewym górnym rogu klatki piersiowej. Naprawdę, ludzie doceniają Cię nie po to, żebyś czuł się źle.