Close
Close

Dwuznaczne zwroty, które otwierają umysł

Skip to entry content

Często pytacie skąd w moich wpisach biorą się porównania, dwuznaczne zwroty, metafory i co mnie inspiruje przy pisaniu kolejnych. Nigdy nie było to większą zagadką niż pytanie czemu kobiety chodzą parami do toalety, ale odpowiem na nie jeszcze raz, bo ten temat powtarza się częściej, niż środa po wtorku. Otóż nie miałbym w postach tyle jaków, gdybym nie słuchał od 6-ej klasy podstawówki rapu, którego fundamentem jest właśnie ten środek stylistyczny.

Jeśli chcesz wznieść swój warsztat pisarski na wyższy poziom i nauczyć się składania lotnych, celnych analogii, to posłuchaj DonGuralEsko, Rasmentalismu albo Dwóch Sławów. A jeśli chcesz otworzyć umysł na gry słowne, a w szczególności dwuznaczne zwroty i widzieć w prostych sformułowaniach dużo więcej niż wynika to z definicji słownikowej, to odpal Quebonafide. Bo tak się składa, że właśnie wydał dwie kozackie płyty – „Ezoterykę” i „Erotykę” – które są wypchane po samiuśkie brzegi wersami możliwymi do interpretacji na co najmniej dwa sposoby.

Brzmi zawile i niezrozumiale? To już tłumaczę o co chodzi.

Łapię ciśnienie, bo za dużo barów w tym mieście nie daje mi spać.

Idealny przykład kreatywnego wykorzystania podwójnych znaczeń słów. Bar jako miejsce, gdzie pije się alkohol i spotyka z ludźmi i bar jako jednostka miary ciśnienia. A teraz przeczytaj cytat jeszcze raz – dobre, co?

Nie rozliczam się z jutrem, to tyra dla moich księgowych.

Też coś prostego, a po zauważeniu całkiem efektownego. Połączenie potocznego „rozliczania się z życiem” i rozliczania w sensie dosłownym, jako operacji finansowej.

Nie zjadają mnie nerwy, to ja zjadam nerwy #pycha.

Tu mamy piękne spuentowanie linijki dwuznacznym słowem-kluczem. I zarówno „pycha” w sensie „ale dobre”, jak i w rozumieniu postawy, charakteryzującej się wyniosłością, sprawia, że trudno nie uśmiechnąć się przy tym wersie.

Ledwo żywy, bo wykańcza mnie deadline.

To tłumaczenie „terminu” na angielski, nigdy nie było dla mnie jakoś wyjątkowo spektakularne, bo to jedna z oczywistszych gier słownych, ale jak puściłem ten numer kumplowi, to okazało się, że nie dla wszystkich. Reakcja była mnie więcej taka: „łooo, deadline, to przecież linia śmierci po polsku! Ale dobre, ale dobre, łooo!”.

Chcesz otrzeć się o sukces? Widzę jak niewinnie się skradasz. Proszę, odejdź z tym froteryzmem, madamme.

Żeby rozumieć ten tekst, trzeba wiedzieć, że froteryzm to rodzaj dewiacji seksualnej, która polega na ocieraniu się o ciało obcej osoby w zatłoczonych miejscach publicznych. I jak już to wiemy, możemy docenić pomysłowe powiązanie potocznego „ocierania się o sukces” z wcześniej wspomnianym zboczeniem. I jarać się, że całość można interpretować zarówno jako uniwersalne minięcie się z triumfem, jak i apel do kobiet, żeby nie namawiały autora na seks, co sugeruje apostrofa „madamme”. Gdyby quebo napisał to 200 lat temu, Mickiewicz mógłby czuć się zawstydzony.

Wyciągam kafla za kaflem, dla mnie ten biznes to jenga.

Kafel – slangowe określenie tysiąca złotych i kafel – element gry zręcznościowej, polegającej właśnie na sprawnym wyciąganiu klocków. Aż mi głupio, że nigdy w to nie grałem.

Mój rap jest w modzie, jeszcze sobie trochę pokrzyczy, a mogłem pogrzebać nadzieję i cały ten fejm ograniczyć do grobowej ciszy.

Jeden z najbardziej przekminionych wersów na „Ezoteryce”. Z jednej strony sformułowanie „być w modzie” i zwinne połączenie go ze zwrotem zwrotem „krzyk mody”, a z drugiej popularne „pogrzebanie nadziei” i nawiązująca – poprzez odniesienie do pochówku – „grobowa cisza”. Jakby zastanawiania się nad składowymi zdania było mało, to początek i koniec pięknie kontrastuje na ogólnym poziomie – „krzyk” kontra „cisza”. I to znów w dwóch znaczeniach. Ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, że rap to coś więcej, niż rymowanie bezokoliczników o nienawiści do policji?

Bawisz się mną kotku? Jestem kłębkiem nerwów.

Kotek – kot, kotek – dziewczyna, kłębek – kulka z wełny, kłębek nerwów – bardzo nerwowa osoba, bawić się czymś – dosłownie, bawić się kimś – manipulować, mącić w głowie. Tylko 7 słów, a tyle znaczeń! FATALITY!

W imię czego znowu pęka ten Smirnoff? Chyba czas na przedstawienie: Kuba.

Mój ulubiony wers, chyba najlepiej obrazujący jak genialnym tekściarzem jest Quebonafide i co można zrobić z oczywistymi, zakorzenionymi w naszej kulturze zwrotami. „W imię czego?” odnosi się tu zarówno do frazeologicznego znaczenia związku, czyli „po co pijemy?”, jak i bezpośrednio do pytania o imię, natomiast „chyba czas na przedstawienie” i odpowiada na poprzednie pytanie, i informuje o tym, że czas na występ Kuby. Żeby jednak w pełni docenić tę grę słowną, jak i wszystkie poprzednie dwuznaczne zwroty, trzeba to po prostu usłyszeć.

I jak drzwiczki do umysłu wyważone? Patrzysz na ekran komputera i lustrując słowa widzisz macierz z filmu z Keanu Reavesem?

Przy okazji, napisałem pierwszą w Polsce powieść o hip-hopie, ukazującą drogę od zera do bożyszcza nastolatków. Więcej na jej temat dowiesz się na oficjalnej stronie – www. Lunatycy.com – lub w poniższym filmie.

(niżej jest kolejny tekst)

Po hiper udanej Wielkanocy w Paryżu, stwierdziłem, że uciekanie od lokalnego zgiełku to wybitnie dobry pomysł i w tym roku zabrałem mamę na święta do Rzymu. Było mniej bajecznie niż w stolicy Francji, bo przez pierwsze 2 dni nieustannie lało i prawdziwie wiosenno-kwietniowa pogoda zrobiła się w dzień naszego wylotu, ale i tak było pysznie. Mówiąc dosłownie. Zniewalająca pizza, która wyleczyłaby każdą anorektyczkę i obłędne lody, których nie da się porównać nawet do tych ze Starowiślnej. No i oczywiście odcięcie się od świątecznego terroru, który w Polsce jest wszechobecny.

Tam natomiast, wielkanocnej nagonki w ogóle nie dało się odczuć, bo zupełnie się nie spodziewałem, że…

 

Włosi wcale nie są turbo religijni

Wielkanoc w Rzymie (8)

A przynajmniej rzymianie. Mimo posiadania Watykanu na terytorium miasta, i w pierwszy, i w drugi dzień świąt większość sklepów, knajp i „atrakcji” było pootwieranych i normalnie funkcjonowało. Tak że tego, chyba tylko my chcemy być świętsi od papieża.

Zresztą w kwestii miejsc kultu, najwyraźniej też są dużo bardziej liberalni od nas, bo zupełnie im nie przeszkadza, że…

 

Pod Watykanem stacjonują polowe stoiska Prady

Wielkanoc w Rzymie (11)

I Gucciego, i Louis Vuitton, i Ray Bana, i Chanel i każdej innej luksusowej marki, którą moglibyście zobaczyć na amerykańskim klipie. I nikt nie reaguje, że przed domem głowy kościoła katolickiego Murzyni urządzają bazar, sprzedając podróbki.

Pomijając jednak torebki i okulary, to najbardziej rzuca się w oczy…

 

Plaga sprzedawców kijów do samojebek

Wielkanoc w Rzymie (7)

Byłem już w kilku miejscach na świecie, ale tylu ciemnoskórych biegających za Tobą z „selfie stick, selfie, selfie, selfie stick” zawieszonym w powietrzu nie widziałem nigdzie. W atrakcyjniejszych turystycznie częściach miasta nie da się od nich uwolnić, a w Watykanie na Placu Świętego Piotra jest ich chyba nawet więcej, niż pod Koloseum. Fakt, że wciskają przyrząd do robienia zdjęć z ręki, a nie wodę, czy breloczki, to świetna puenta naszych czasów.

Równie wymowny jest…

 

Uliczny automat z lubrykantami

Wielkanoc w Rzymie (3)

Bo nigdy nie wiadomo kiedy może się przydać wiśniowy nawilżacz dopochwowy.

Za to wiadomo kiedy nie przyda Ci znajomość angielskiego, bo…

 

Większość pracowników metra mówi tylko po włosku

Wielkanoc w Rzymie (4)

Niezależnie, czy to stacja przy dworcu głównym, czy przy Fontannie di Trevi, czy na obrzeżasz miasta. Czyli powtórka z Paryża. Na szczęście, w odróżnieniu od Francuzów, da się z nimi dogadać na migi, mowę ciała i smutne oczy.

Zasadniczo muszę stwierdzić, że…

 

Włosi to bardzo przyjazna nacja

Wielkanoc w Rzymie

Ilu poprosiłem o pomoc, tylu starało mi się jej udzielić, niezależnie, czy byli w stanie to zrobić albo czy w ogóle rozumieli o co mi chodzi. Zaczepiony, żaden nie olał sprawy i nie przeszedł obojętnie, co było naprawdę bardzo miłe,  bo znieczulica na ulicach jest wszechobecna nawet w tak przyjaznym mieście jak Kraków.

Może są tak otwarci przez to, że to…

 

Królowie swagu!

Wielkanoc w Rzymie (12)

Podkolanówki i spódnica w żółto-czarne pasy, ponczo i beret? ASAP Rocky powinien chodzić do watykańskich strażników na korki z kompletowania stylówki.

A Grycan na naukę kręcenia lodów, bo to prawda, że…

 

Włoskie lody są obłędne!

Wielkanoc w Rzymie (18)

Myślałem, że te legendy o włoskich lodach to takie słodkie pieprzenie jak wyświechtane hasełko, że „najlepsze kasztany są na placu pigalle”, a to gówno prawda, bo są dość przeciętne. Jednak z włoskim zimnym deserem, to prawda. Jadłem je w 7, czy 8 różnych miejscach i w każdym były mistrzowskie. Nie będę silił się na opisywanie smaku, bo tego trzeba po prostu spróbować, ale to co mnie zaskoczyło, to, że we Włoszech wcale nie daje się lodów na gałki, jak w Polsce, a „na szpatułki”. I, co równie nietypowe, nie wpycha się ich do wafla tak jak u nas, tylko osadza na jego szczycie, tak, że rożek stanowi tylko uchwyt, a nie opakowanie na nie.

Pozostając w temacie jedzenia, nie mógłbym nie wspomnieć o pizzy i o tym, że…

 

Capriciosa z jajkiem to standard

Wielkanoc w Rzymie (2)

To zdumiało mnie chyba najbardziej, bo w żadnej polskiej pizzeri nie spotkałem się z tym, żeby na środku capriciosy było posadzone jajo. A po rozmowie z kelnerami w Rzymie, dowiedziałem się, że to klasyczny i jedyny poprawny przepis, a wszyscy, którzy komponują tę pizzę inaczej, robią to źle i powinni umrzeć w sposób uniemożliwiający urządzenie pogrzebu z otwartą trumną. Z tą wiedzą czuję się teraz co najmniej jak MasterChef.

Kończąc temat jedzeniowych niespodzianek, to nie spodziewałem się też, że…

 

Margherita może być dobra

Wielkanoc w Rzymie (13)

I to na tyle dobra, że nie czujesz niedostatku dodatków, czy podświadomego braku choćby szynki. Na tyle dobra, że czujesz, że to co jesz jest przepyszne, choć to tylko ciasto, ser i sos pomidorowy. Pewnie zabrzmię jak licealista, który po 12-stu latach nauki matematyki ogarnął w końcu wzór skróconego mnożenia, ale naprawdę nie trzeba walić na pizzę setki składników, żeby oblizywać usta po każdym kęsie. Wystarczy upiec ją we właściwy sposób z dobrych jakościowo produktów.

Przejdźmy teraz do tematu nierozłącznego z jedzeniem, czyli picia. Wiedzieliście, że…

 

W całym Rzymie są źródła z pitną wodą

Wielkanoc w Rzymie (15)

Publiczne i bezpłatne, dzięki czemu nie musisz co chwila kupować nowej butelki za 2 euro, tylko na bieżąco uzupełniasz starą. W upalne dni, to wyjątkowo praktyczne udogodnienie. Nie obraziłbym się gdyby u nas też tak było.

Za to nie mam żadnych pretensji, że w Polsce odpuszczono sobie te…

 

Dziwaczne krany

Wielkanoc w Rzymie (5)

Które nie mają pokręteł z zimną i ciepłą wodą, tylko „sprzęgła” (jak ktoś ma lepsze określenie, to śmiało) regulujące dopływ wody, obsługiwane stopą. Dla turystów to niezły test na spostrzegawczość, ja zlokalizowałem jej dopiero po 7 minutach oględziny i zadumy, a moja mama wcale.

Ona z kolei zwróciła uwagę na…

 

Dziwaczne drzewa

Wielkanoc w Rzymie (6)

Chude, ze zbitą w kupę kępą liści, wyglądające trochę jak pędzel do nakładania pudru.

Nie umknęły jej również…

 

Pomarańczowce w centrum miasta

Wielkanoc w Rzymie (1)

Nawet w Barcelonie, nie miałem opcji zerwać sobie cytrusa prosto z drzewa czekając na autobus.

Za to tam, przynajmniej wiedziałem, kiedy ów środek transportu przyjedzie, bo…

 

Na rzymskich rozkładach jazdy nie ma godzin odjazdów

Wielkanoc w Rzymie (10)

Było to dla mnie trochę nie do uwierzenia, bo jak tak można żyć i chodzić na randki? Czy do pracy? Jednak po rozmowie z kilkoma przechodniami, dowiedziałem się, że punktualność nie jest w tym kraju przesadnie cenioną cnotą i że tutaj autobusy „jak przyjeżdżają to są, a jak nie, to trzeba czekać”. No w sumie coś w tym jest.

Ciekawostką dotyczącą poruszania się po mieście, o której warto wiedzieć wcześniej, jest także fakt, że…

 

Bilety można kupić tylko na stacjach metra

Wielkanoc w Rzymie (21)

Teoretycznie również w kioskach, ale jeszcze nie trafiłem na kiosk, w którym byłoby to wykonalne. I mowa tu nie tylko o biletach na metro, ale na wszystkie środki publicznego transportu w Rzymie. Bo na wszystkie obowiązuje jeden bilet. Niby to ułatwienie, ale problemy z dostępnością sprawiają, że jednak jest to utrudnienie.

Kolejną rzeczą, która w teorii miała pomagać, ale w praktyce trochę się to rozjechało jest…

 

Wi-Fi w tramwajach

Wielkanoc w Rzymie (20)

Brzmi zajebiście, no nie? No, tyle, że nie działa. Ale jakby ktoś pytał, to jest. Czyli tak jak w Pendolino.

I na koniec tej wyliczanki, coś co powinno połechtać ego nas wszystkich, mianowicie…

 

Metro w Rzymie ma tylko 2 linie

Wielkanoc w Rzymie (19)

Czyli, aktualnie, ani jednej więcej niż w Warszawie! Jesteśmy na równi z zachodem!

Sardynia – co warto zobaczyć?

Nie śmiej się, bo będziesz mieć zmarszczki na starość

Skip to entry content

Jeśli jesteś dziewczyną, nie masz prawa nie kojarzyć hasła z nagłówka. Albo mama, albo babcia, albo najpewniej dobra przyjaciółka dała Ci kiedyś tę bezcenną radę. Oczywiście w trosce o Twoją urodę. Która, jak wiadomo, w przypadku kobiety jest głównym celem jej egzystencji i fundamentem wartości. Brzydka kobieta jest równie potrzebna światu, co zeszłoroczne numery Lotto. Dlatego nie powinna korzystać z doczesności, przeżywać uniesień i śmiać się, gdy ma na to ochotę, tylko wszystkie wysiłki skupiać na zachowaniu niezmąconej kurzymi łapkami, idealnie gładkiej skóry.

A śmiać to się może na starość. Jakiś kwadrans przed śmiercią.

W przypadku chłopców tego typu uwagi rzadziej skupiały na aspektach dotyczących ich ciała, a częściej na dobrach pseudo-luksusowych, którymi bywali obdarowywani przy ważnych okazjach. Mam na myśli oryginalne adidasy, oryginalną piłkę do kosza, czy cokolwiek innego, byle z metką Nike, czy Pumy. W przypadku takich zdobyczy wyrwanych z łap zachodniego kapitalizmu, pachnących frytkami, Coca-colą i perfumami w spreju, zawsze ze strony rodziców padało hasło „będziesz miał na specjalne okazje”. Co zazwyczaj oznaczało, że nie dotkniesz tego częściej niż dwa razy w miesiącu. Bo się zniszczy.

A jak się zniszczy to nie będziesz mógł tego używać. Więc lepiej nie używać tego wcale.

Wiele osób tę kryzysowo-komunistyczną mentalność przenosi w dorosłe życie i dalej uważa, że pewne rzeczy trzeba zostawić na nieulokowane na osi czasu „później”. Lub, że są zachowania, przeżycia, bądź stany emocjonalne tak drogocenne, że w trosce o ich niedomiar woli z nich nie korzystać.

Słowo „kocham” rezerwuje dla tej jednej jedynej, wyczekiwanej jak listonosz w dniu wypłaty emerytur i nie wypowiada go w obawie, że się zużyje. Całe życie buduje na zwrotach powszednich, codziennych, zwykłych, niewyjątkowych, bo boi się, że tego specjalnego użyje nie w porę, a bankier w banku słów nie przyzna mu talonu na drugie. W efekcie jakimi zwrotami sobie pościelił, tak mu się śpi. Zapomina, że takie słowo istnieje i znajduje je dopiero po latach, zakurzone na dnie drewnianej skrzyni z napisem „relacje”, gdy już ząb czasu nadgryzł je na tyle, że nie ma go komu powiedzieć.

Nie zrywa folii z telefonu, bo a nuż się porysuje. Nie biega w butach do biegania, bo jeszcze zetrze się podeszwa. Nie pije na umór w liceum kiedy jest na to czas, nie próbuje szalonych rzeczy na studiach, kiedy ma ku temu możliwości, nie wylatuje do pracy do Indii, gdy ma taką okazję. Jeszcze będzie na to czas. Nie robi nieodpowiedzialnych rzeczy, nie daje się ponieść, nie pozwala sobie na wykorzystanie całego zasobu z bogactwa inwentarza. Jest przezorny, stonowany, zawsze ubezpieczony i rozważny. Trzyma doczesność na wodzy. Wodzy przezorności, że może to wszystko kiedyś będzie bardziej potrzebne.

Nie śmieje się, bo będzie mieć zmarszczki na starość. Nie żyje życiem, zachowuje je na później.