W trakcie wczorajszej rozmowy na temat języka polskiego i makaronizmów, jedna z moich koleżanek – Tattwa – rzuciła mi wyzwanie, które brzmiało tak:
Janek, oficjalnie i przy ludziach rzucam Ci wyzwanie: napisz tekst o seksie, w którym ani razu nie padnie słowo “seks” ani żadna jego pochodna.
Uznałem, że to za łatwe, bo każdy kto czytał erotyki Leśmiana, wie, że to prostsze, niż równanie z jedną niewiadomą. Żeby więc podnieść poprzeczkę na wyższy poziom niż test gimnazjalny, Magda dodała, że mam to zrobić trzynastozgłoskowcem. Czyli wierszem, w którym każdy, ale to każdy wers ma 13 sylab. Jak na przykład “Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza. No to już brzmi jak coś, przy czym trzeba ruszyć głową, co?
Spoko, wyzwanie zaakceptowane!
Trzynastozgłoskowiec o seksie
Wieczór był ciepły, choć nie jak na Costa Brava
Pijani Angole kupowali kebaba
On wygłodniały, też chciał se zapiekankę zjeść
Ale brakowało w portfelu groszy sześć
Zaczepił ją z uśmiechem na końcu Szewskiej
Pytając, czy mu nie dorzuci na zapieksę
Pierwszoroczniaczka w towarzystwie karków dwóch
Spojrzała jakby w pracy co dzień woził gruz
Kark wypłacił mu bombę, taki zbrojny konflikt
I poczerwieniał jakby miał młodzieńczy trądzik
Zirytowany, że przejechał po nim walec
„Szmulo, wsadź se te grosze w wielbłądzi palec!”
Rzekł wycierając krew z ciżemek z łyżwą
Myśląc, że ciut niesprawiedliwe jest to wszystko
Śledząc węża, do domu pocisnął na nogach
A jego ego bolało bardziej niż głowa
Niedzielnego kaca spędził na lizaniu ran
I konsultacji wybielacza do krwawych plam
Poniedziałek w pracy był jak dzień w piekle
Więcej lizania dupy, niż gdy pies ma cieczkę
Raporty, wyniki, spotkania, ocipieć można
I jeszcze rekrutacja. Aż swędzi go moszna
Lecz, cóż to? Któż to jest na krześle kandydata?
Oczy go mylą, czy to ta sobotnia szmata?
Zabić, odprawić, czy zabawić się nią trochę?
Myśli i czuje, że ma na trzecie ochotę
Pierwszoroczniaczka przez łzy przepraszać zaczyna
I mówi, że nie znała karka-skurwysyna
Lecz typ nie debil, tak łatwo nabrać się nie da
I pyta, czy na muzyce grała na fletach
Ona, że owszem, że dobrze zna ten instrument
Choć nie wie jaki ma to związek w ogóle
Typ rzecze, że chce sprawdzić jej chwytów znajomość
A ona już wie o czym myśli ten jegomość
Pracę chce dostać, bo starzy hajs jej odcięli
Więc chwilę może być pracownicą burdeli
Na czterech łapach jak kot się skrada do pana
I gdy pan rozkaże na polecenie siada
Klęcząc mocuje się z napiętym rozporkiem
I myśli, czy dostanie tę pracę przed wtorkiem
Jeśli da temu pana ptakowi polatać
Tak, by po locie pana ptak skrzydła poskładał
I uwalnia ze spodni to zwierzę gwałtowne
Myśląc – „chętnie gościłabym je w swej kołdrze”
I nawet propozycja ta z ust jej pada
Gdy ptak miota się, bo bliski jest szczytowania
I gdy ostatkiem sił wyjękuje „o kurwa”
A ona czuje, że pełne ciepła ma usta
I zlizuje z palców co zostało na nich
Orientuje się, że daleko jej do damy
Za późno jednak na te moralne rozkminy
Stało się, ptak leży w jej buzi bez siły
Gdy podnosi się z kolan, błagalnie pyta
„Mam tę pracę? Dobrze oporządzona pyta?”
Typ rzekł bez zażenowania, bez żadnej spiny
„Proszę czekać, w razie czego oddzwonimy”.