wpis jest wynikiem współpracy z marką Scanmed
Mieliście kiedyś wysypkę? Podejrzewam, że tak, bo chyba każdemu jako dzieciakowi zdarzyło się przypadkowo coś załapać i pokryć się czerwonymi krostami. Mnie to spotkało raz w przedszkolu, raz podstawówce i kilka razy 2 lata temu, gdy nagle okazało się, że w wieku 25 lat dostałem uczulenia na słońce. Świetnie, co? I od zeszłego tygodnia mam to znowu, ale opcja podrażnienia przez intensywne opalanie odpada, bo plamki są na prawym boku – od pachy do uda. Czyli w miejscu, do którego, jak to się pięknie mówi, słońce nie dochodzi. Dochodzi za to woda z mydłem – więc proszę mi tu nie sugerować higienus sklerozius – i mimo, że próbowałem to wyszorować, to od zeszłej środy nie schodzi. I to mega dziwne, bo dzień wcześniej w zasadzie nie wychodziłem z domu, ani nie jadłem nic niezwykłego i nawet udało mi się położyć przed północą, co ostatni raz miało miejsce chyba w gimnazjum. Mimo to, obudziłem się lekko osłabiony i zmęczony. I z tym czerwonym czymś na ciele, co zdecydowanie nie jest plamami po winie.
Ktoś ma jakiś pomysł co to może być?
Zasięgnąłem porady specjalisty w każdym temacie – Doktora Google – i fachowcy z forum Gazeta.pl zasugerowali, że te tajemnicze krosty na ciele to „łupież różowy Giberta”. Czyli „choroba skóry o łagodnym przebiegu, cechująca się zmianami rumieniowo-złuszczającymi w obrębie skóry tułowia” jak mówi Wikipedia, wspominając przy okazji coś o wirusie ludzkiej opryszczki.
Szukając dalej co to może być, na tym samym forum ze specjalistami od wysypek, znalazłem coś o „reakcji skórnej na pasożyta”. W sensie, że niby co? Mam w sobie małego obcego, który wszedł mi przez usta podczas snu i teraz rozwija się żywiąc moim pokarmem i wnętrznościami w oczekiwaniu na moment, aż będzie na tyle dojrzały, by mnie zjeść od środka? Albo rozszarpać wychodząc przez brzuch? Czy ta „reakcja skórna na pasożyta” to po prostu konsekwencja spędzania zbyt dużej ilości czasu z ludźmi, którzy sępili ode mnie browara? Mam nadzieję, że jednak chodzi o to drugie, bo nie chciałbym, żeby Ridley Scott nakręcił kolejną część swojego sztandarowego filmu w oparciu o moją historię
Na szczęście jeden z forumowiczów wrzucił info jak sobie z tym poradzić – „najlepiej dać doraźnie Dexaven i jakiś Telfast” napisała delinka79. Rocznik ’79 w nicku wzbudził moje zaufanie, w końcu ktoś po trzydziestce przecież nie może się mylić. Na wszelki wypadek jednak zgooglowałem oba lekarstwa. Przy opisie Dexavenu przeczytałem, że stosowany jest gdy występują „stany bezpośrednio zagrażające życiu” i szczerze mówiąc delikatnie mnie to zaniepokoiło. To zaczerwienienie na skórze faktycznie wygląda przypałowo i na basenie nawet moje zabójcze, ultra obcisłe slipy kąpielowe mogłoby nie odwrócić od niego uwagi, ale czy to już stan bezpośrednio zagrażający życiu?
No nie wiem, czułem, że jednak bez zażywania tego wciąż będę żył, więc pogrzebałem jeszcze trochę i znalazłem kolejne sugestie:
może to wskazywać na łuszczycę krostkową
rumień zakaźny
Szkarlatyna? Rozważ to, jeśli wysypka wygląda jak czerwona gęsia skórka (pod ręką jak piasek przylepiony do skóry).
ja wiem co to jest:to jest łupierz pstry i dlatego masz takie objawy żeby pozbyć się tego na zawsze musisz przestrzegać ściśle higieny to się nawraca co jakiś czas jak tego nie wyleczysz i to jest zarażliwe clotrimazol to jest lek który ci pomoże albo pevaryl 1% też ci pomoże wcieraj to codziennie w miejsca zarażone i nie nakładaj po kąpieli tych samych ubrań wszystko pierz i sie pozbedzierz tego …..powodzenia życzę
Liczba wariantów mocno mnie skołowała i poczułem się zaniepokojony nieco bardziej niż delikatnie, zwłaszcza tym błędem ortograficznym w ostatnim zdaniu, a sytuacji nie polepszył fakt, że dzisiaj w trakcie zwlekania się z łóżka zaczęły mnie boleć stawy. Ot tak, same z siebie. Podejrzane, co? Zwłaszcza, że wczoraj nie podejmowałem jakiegoś specjalnego wysiłku fizycznego – konkretnie to żadnego – a tu jednak kolanka i ramionka bolą.
Sprawa zrobiła się naprawdę nieciekawa, więc przestałem zajmować się nią na pół gwizdka i wziąłem się do porządnego googlowania, bez omijania stron z wyjątkowo głupimi domenami. Bo przecież nawet na mamuskileczawrastajacypalecapapem.prv.pl może być coś sensownego, co akurat mi pomoże.
Jednak nie musiałem się zapuszczać aż tak daleko. Już pierwsze wyniki po wpisaniu w wyszukiwarce “wysypka i ból stawów” zmroziły mi krew w żyłach. Jeden z nich sugerował, że te dolegliwości występują przy boreliozie – wieloukładowej chorobie zakaźnej biorącej się z wymiocin kleszczów – a drugi, że to białaczka! Rozumiecie? BIA-ŁA-CZKA! Nie grypa, nie angina, nawet nie astma, tylko B-I-A-Ł-A-C-Z-K-A! Nowotwór, kumacie? Rak! R-A-K!
W obliczu tak poważnego zagrożenia, wolałem nie ryzykować i wziąłem wszystkie leki zalecane przez internautów. W końcu, któryś z nich powinien pomóc.
Tak naprawdę ta sytuacja nie miała miejsca, a była jedynie częścią kampanii społecznej „Internet nie leczy”, organizowanej przez Scanmed – sieć przychodni lekarskich. Moim zadaniem było na podstawie podanych objawów – kilkudniowej wysypki na prawym boku i pojawienia się bólu w stawach – oraz przy uwzględnieniu mojego wieku i stylu życia, za pomocą internetu ustalić co mi jest. Czyli zdiagnozować się u Doktora Google. A następnie porównać to z opinią prawdziwego lekarza.
Co mi powiedział internet, to już wiecie, natomiast opinia lekarza o moim stanie zdrowia i widmie białaczki była ciut inna.
Najbardziej oczywistą diagnozą objawów może być przemęczenie lub zły tryb życia. Wysypka może być również wynikiem stresu, ale może też nic nie oznaczać, gdyż może być podrażnieniem mechanicznym lub wynikiem użycia nowego proszku do prania. Ból stawów z kolei może być również spowodowany zmęczeniem albo tym, że jest jesień i zmienia się wilgotność powietrza. Sam ból stawów, jeśli przyjmiemy, że pozostałe objawy były tylko przypadkowe, może też być oznaką reumatyzmu, jednak lekki ból stawów, a w zadaniu nie wspominaliśmy, że trwał tygodniami, może minąć po jednym dniu. Podsumowując, najprawdopodobniej to po prostu stres i przemęczenie, jednak bez badania nie da się jednoznacznie tego stwierdzić.
Jak widzicie, tezy znalezione w sieci to stwierdzenia wyssane z palca, a często z innej, nieco większej części ciała, dlatego zawsze powinno się chodzić z dolegliwościami do lekarza w przychodni, a nie do Doktora Google. Pisząc to czuję się jakbym wygłaszał oczywistą oczywistość pokroju “woda jest mokra” albo “lajki na Facebooku nie pomagają uchodźcom”, ale badania pokazują, że nie dla wszystkich jest to takie oczywiste.
Mimo, że moja historia, a raczej metoda leczenia się, była fikcyjna, to w wielu przypadkach jest prawdziwa. I prawdziwe są też powikłania wynikające z zażywania niewłaściwych, czy w ogóle niepotrzebnych leków. Z perspektywy dorosłej, świadomej osoby trudno uwierzyć, że naprawdę ktoś swój stan zdrowia powierza anonimowym hydraulikom, licealistkom, konserwatorom powierzchni płaskich, czy nudzącym się ciężarnym, chowającym się za awatarami, ale okazuje się, że faktycznie tak jest. I że robi to naprawdę wiele osób.
Dr Google i wypowiedzi na forach to nie Dr House, ani nawet Dr Lubicz. Internet nie leczy.