Często się zdarza, że słysząc setki razy jakiś zwrot bądź pojedyncze słowo, mimo, że nie wiemy co ono tak naprawdę znaczy, mimowolnie zaczynamy go używać. Tak jak z ohydną, turbo-komerycjno-kiczowatą piosenką, którą jesteśmy katowani w hipermarketach. Mimo, że jej nienawidzimy i już przy pierwszych dźwiękach czujemy, że znów spotkamy się z wczorajszą kolacją, po tysięcznym przesłuchaniu, niezależnie od własnej, woli zaczynamy ją nucić.
W przypadku posługiwania się nie do końca zrozumiałym słownictwem, możemy powiedzieć coś czego zupełnie nie mieliśmy na myśli i być źle odbieranym przez otoczenie, natomiast w przypadku bezdźwięcznego śpiewania w głowie „Ona tańczy dla mnie” możemy dostać nerwicy natręctw i zniszczyć sobie gust. Nie wiem co jest gorsze, ale dziś zajmiemy się tą pierwszą kwestią. Czyli tłumaczeniem znaczenia słów, których ludzie często używają, mimo, że nie rozumieją.
Oportunista – Onar w kawałku „Nie szukam zrozumienia” rapował
Ja pierdolę szczerze trendy, jestem oportunistą
będąc przekonanym, że oportunista to osoba niezależna, która idzie pod prąd, na przekór aktualnym tendencjom. Myśląc, jak podejrzewam, że „oportunista” pochodzi od słowa „opór”. Niestety, nikt z jego znajomych, nikt z osób pracujących przy powstawaniu płyty, ani nikt z osób biorących udział w nagrywaniu teledysku do tego numeru, nie był na tyle życzliwy, by wyjaśnić mu, że oportunista, to
człowiek bez zasad, przystosowujący się do okoliczności dla doraźnych osobistych korzyści
Czyli ktoś troszkę inny niż mu się wydawało.
Paszkwil – często, gdy ktoś pseudo-poetycko i prawie-elegancko chce powiedzieć, że jakaś dziewczyna jest brzydsza niż dzwonnik z Notre Dame, używa tego określenia. Jednak w rzeczywistości paszkwil to nie maszkara, paskuda czy straszydło, a
utwór literacki, często anonimowy, skierowany przeciw konkretnej osobie, ośmieszający ją w sposób oszczerczy i obelżywy
tak że używając tego słowa jako obelgi ośmieszasz tylko sam siebie.
Frankenstein – to z kolei określenie często stosowane w przypadku, delikatnie rzecz ujmując, mało atrakcyjnych mężczyzn, którym daleko do Rafała Maślaka, czy Ryana Goslinga. Osoby stosujące je mają oczywiście na myśli, że pan określany tym mianem wygląda jak potwór pozszywany z resztek innych ludzi, aspirujący do bycia zombie, jednak są w błędzie. Kto oglądał film o szalonym naukowcu, który chciał ożywić zwłoki, ten powinien pamiętać, że to właśnie on nazywał się Frankenstein, a nie poskładane przez niego monstrum. Pomyłka może wynikać z tego, że potworek tuż po powołaniu do życia zaczął dukać „Frankenstein, Frankenstein”, jednak nie obwieszczał on lokalnej społeczności swego imienia, a deklamował nazwisko swego twórcy. Coś jak „tata, tata” po narodzinach. Zakładając oczywiście, że dzieci zaraz po porodzie potrafią mówić.
Maraton – to bieg, wiadomo. Ale nie dla wszystkich jest wiadome, że to nie byle jaki bieg, a dość sprecyzowany.
Nazwa pochodzi od miejscowości Maraton w Grecji. Według Herodota po zwycięskiej dla Greków bitwie z Persami pod Maratonem w 490 p.n.e., armia perska zaokrętowała i wypłynęła w kierunku bezbronnych Aten. Widząc to, Grecy udali się co sił w nogach do miasta, przybywając praktycznie równocześnie z okrętami perskimi.
Dystans między Maratonem a Atenami wynosił 37 kilometrów, jednak podczas pierwszych igrzysk bieg maratoński zaokrąglono do 40 km, a następnie podczas igrzysk w Londynie dystans ten zwiększono jeszcze o 2195 metrów i tak zostało do dziś. Dlatego powiedzenie, że „przebiegłem 15-kilometrowy maraton” jest równie niepoprawne, co rzucenie „weź większą połowę” podczas dzielenia pizzy.
Incepcja – słowo to nie ma oficjalnej definicji w naszym języku, a zaczęto go używać w Polsce po sukcesie mistrzowskiego filmu Christophera Nolana z Leonardem DiCaprio o tym samym tytule. Niestety weszło do mowy potocznej w błędnym znaczeniu. Najczęściej „incepcja” pada w sytuacjach, gdy ktoś chce opisać rekurencję i sytuację zagnieżdżania zjawiska w samym sobie. Czyli bardziej obrazowo, gdy ktoś w paczce czipsów znajduje drugą paczkę czipsów, krzyczy „incepcja!”. Albo gdy bawi się matrioszką. W rzeczywistości, incepcja to nie jest lalka w lalce, czy sen w śnie, ale podłożenie komuś pomysłu z zewnątrz, tak by uznał go za swoją autorską ideę. Czyli to, co stanowiło główną misję Cobba i jego ekipy.
Bynajmniej – temu, że TO NIE PRZYNAJMNIEJ był poświęcony cały osobny wpis, ale dla niektórych to wciąż za mało.
Gender – aktualnie chyba najbardziej zdemonizowane słowo w naszej kulturze i nawet wazektomia w połączeniu z weganizmem nie budzą tylu negatywnych skojarzeń. Wiele osób krzywi się, marszczy brwi i zaczyna rwać przęsła z ogrodzenia słysząc to słowo, nie mając tak naprawdę pojęcia co ono oznacza. Wbrew obiegowej opinii, „gender” to wcale nie jest synonim pedofilii, homoseksualizmu, ani transwestytyzmu. Gender to nie żadna dewiacja seksualna, a
suma cech osobowości, zachowań, stereotypów i ról płciowych, rozumianych w danym społeczeństwie jako kobiece lub męskie, przyjmowanych przez kobiety i mężczyzn w ramach danej kultury w drodze socjalizacji
Innymi słowy, to płeć kulturowo-społeczna.
Olimpiada – to nie to samo co igrzyska olimpijskie. Określenie „olimpiada” to tak naprawdę
okres 4 lat w kalendarzu starogreckim, stosowany w starożytności na oznaczenie okresów pomiędzy igrzyskami, oraz współcześnie przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski jako rachuba stosowana do obliczenia kolejnych letnich igrzysk olimpijskich
Mam nadzieję, że już nigdy nie usłyszę w telewizji, że „za chwilę zacznie się transmisja z olimpiady”, bo naprawdę nie ma nic pociągającego w gapieniu się w telewizor przez 4 lata, w oczekiwaniu na start imprezy sportowej.
Jeśli macie jakieś słowa, które mogą uzupełnić tę listę, to śmiało, dawajcie do komentarzy.