Ostatnio dostaję od Was tyle wiadomości z problemami związkowo-życiowymi, że nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie indywidualnie i postanowiłem reaktywować najbardziej empatyczny i zaangażowany społecznie cykl na blogu – “Pogotowie Życiowe”. Tym razem czytelniczka Kasia pisze w sprawie swojej i koleżanki, a łączy je jedno pytanie: czy jeśli dorosła kobieta nie jest w związku, to coś z nią jest nie tak? A zresztą, przeczytajcie sami.
(…) Wczoraj byłam świadkiem pewnej sytuacji. Wydawało mi się, że jestem do takich rzeczy przyzwyczajona, ale coś mnie ruszyło i po całonocnych przemyśleniach, postanowiłam, że dobrze byłoby poznać męski punkt widzenia na ten temat. A że jesteś facetem, który wydaje mi się, że podejdzie do sprawy fair , zdecydowałam że napiszę
Dzwoni do mnie koleżanka. Lat 24. Zapłakana. Mówić nie może. Pytam co się stało, a ona, że Mama powiedziała jej, że w tym wieku powinna już mieć narzeczonego, zaplanowany ślub i wiedzieć w jakim kierunku zmierza. A na koniec dodała, że faceci takiej jak ona – 24 letniej, samotnej dziewczyny nie traktują jako potencjalnej kandydatki na partnerkę długoterminową, bo coś musi być z nią nie tak, skoro nikogo aktualnie nie ma. Taak. Sama nie mogłam w to uwierzyć Fakt, dziewczyna w swoim 24 letnim życiu miała jednego poważnego faceta, kilka ‘znajomości’ z których nic nie wyszło. Ale ja osobiście właśnie za to ją najbardziej podziwiałam. Potrafiła wyplątać się ze znajomości, które nic pozytywnego do jej życia nie wnosiły, często toksycznych. I to się ceni. Ja tak nie potrafię i dostaję po tyłku. Jednak Marzena się załamała, że teraz to już w ogóle zostanie wybrakowaną laską w wieku ‘już bliżej niż dalej’ i do rozumu nikt jej przemówić nie może. Z mojego KOBIECEGO podkreślam punktu widzenia sytuacja chora. Sama mam 22 lata i aktualnie żadnego potencjalnego kandydata na męża na horyzoncie, ale to nie średniowiecze. Jedni znajdują żony/mężów/konkubentów/utrzymanków jak kto woli w wieku 17 lat inni 25, a jeszcze inni 40. Czas na rozwój i te sprawy o których nie będę Ci pisać bo oklepane. Po tym przydługawym wstępie chciałam Cię zapytać jak na to patrzą faceci. Nie chłopcy. Czy według Was kobieta, która ma 24, no 25+ i nie jest 365 dni w związku ( bo zdarzy się przerwa – zaryzykuję – nawet roczna), który zamierza przypięczętować przysięgą przy ołtarzu jest przez Was gorzej postrzegana? Lepiej patrzycie na 19 latki, które od 13 roku życia mają co miesiąc innego chłopaka, bo niby bardziej atrakcyjne? Sama już nie wiem po całonocnych przemyśleniach czy to mój umówmy się ‘punkt widzenia małolaty’ jest dziwny czy mamy Marzeny, która to jedną rozmową zrównała poczucie wartości swojej córki z ziemią ? (…)
Pozdrawiam Kasia.
Kasi bardzo zależy na poznaniu męskiego punktu widzenia, więc Panowie, tutaj szczególny apel do Was: dajcie znać w komentarzach jak widzicie tę sytuację? Czy uważacie, że jeśli 20-kilkuletnia dziewczyna nie ma narzeczonego, to coś z nią jest nie tak? Czy jako przyszła żona, atrakcyjniejszy byłby dla Was sprawdzony, przechodzony towar, czy jednak docenilibyście, że nie brała wszystkiego co podleci, byle być z kimś, tylko jednak czekała na odpowiedniego mężczyznę? Zakładając oczywiście, że nie jest dziewicą, która dwójkę ludzi przeciwnej płci widziała w łóżku wyłącznie na ekranizacji “50 twarzy Greya”, ale normalną dziewczyną z doświadczeniami związkowymi.
Jak to miało miejsce wcześniej w tym cyklu, pierwsze 24 godziny należą do Was i jest to czas, w którym ja jestem tylko obserwatorem i nie ingeruję w kształt dyskusji. Przypominam jedynie, że w “Pogotowiu Życiowym” szczególny nacisk kładziemy na wzajemny szacunek i empatię, bo jego celem jest pomoc drugiej osobie, poprzez poznanie opinii niezależnych ludzi, w związku z czym, wypowiadamy się stonowanie, bez ironii, sarkazmu, ani przytyków do kogokolwiek. Czyli tak jakbyśmy szczerze rozmawiali z przyjaciółmi.
To jak, to normalne, że Kasia i Marzena są po 20-tym roku życia i wciąż nie mają narzeczonych?
Kasiu, w liście z problemem, o którym piszesz, nałożyło się kilka wątków, z których każdy jest ważny, a źle zrozumiany zahacza o patologię. A przynajmniej bycie nieszczęśliwym. Większość z nich dość dobrze wyjaśnili czytelnicy, dzieląc swoim spostrzeżeniami rzucającymi właściwe światło na tę sprawę tak że szacunek dla Was, za tak mocne zaangażowanie! Żeby jednak nie było niejasności, wyjaśnimy je sobie po kolei.
Po pierwsze, o wartości człowieka nie decyduje to, czy jest w związku, czy sam, czy ma dziecko, czy kota i stadninę koni. O wartości człowieka świadczą jego czyny i to kim jest. Bo druga osoba jest dodatkiem do życia, a nie jego sensem samym w sobie. Natomiast pierdolenie, że „dopiero, gdy będziesz mieć dziecko zrozumiesz na czym polega życie”, to po prostu pierdolenie i nie daj sobie wmówić, że jest prawdą.
Po drugie, nie żyjesz dla rodziny tylko dla siebie, bo jesteś jedyną osobą ponoszącą konsekwencje tego, co się z Tobą dzieje. Jeśli nie masz pewności, to weź pożyczkę w Providencie i zobacz do kogo przyjdą windykatorzy, gdy jej nie spłacisz. Albo uderz się młotkiem w głowę i sprawdź kogo będzie bolało. Zaręczam Cię, że ani babcię Krysię, ani wujka Staszka, ani nawet mamę. Podobnie będzie z bólem egzystencjalnym i turbo chujowym samopoczuciem, kiedy wejdziesz w niechciany związek małżeński, bo rodzina naciskała. Boleć będzie Ciebie.
Po trzecie, nie ma czegoś takiego jak normalność, ale zamężnej dziewczynie po 20-ce, z mojej perspektywy bliżej jest do bycia dziwną niż normalną. Nie mówię, że branie ślubu w takim momencie jest złe i powinno się tego zakazać, ale będąc tak młodym to mocno nieodpowiedzialne. Po pierwsze mając te 22, czy nawet 24, człowiek najczęściej jeszcze nic nie przeżył, nic nie widział i nic nie zarobił, więc ani nie ma pojęcia o świecie, ani nie będzie w stanie utrzymać siebie i rodziny. A udawanie wielkiej dorosłości, bo ma się pozłacany metal na serdecznym palcu, żyjąc cały czas za hajs starych to żenada.
Po czwarte, i podejrzewam dla Ciebie najważniejsze, to czy byłaś do tej pory w 1 związku, czy w 10, dla Twojego przyszłego partnera nie ma znaczenia. Tak bardzo jak dla Tutsi i Hutu nie ma znaczenia, czy w kolejnych wyborach parlamentarnych wygra PO, PiS, czy LPR. Jeśli jesteś atrakcyjna wizualnie i interesująca osobowościowo, to żaden facet nie zniechęci się do Ciebie tylko dlatego, że nie masz żadnego związku za sobą, bo kogo to obchodzi? To w ilu relacjach byłaś jest kwestią marginalną, istotne jest, czy go pociągasz i jak się przy Tobie czuje, a uwierz mi te czynniki nie pną się w górę proporcjonalnie do liczby facetów, do których mówiłaś „misiu”. Powiedziałbym, że wręcz odwrotnie.
To tyle, aczkolwiek mamie koleżanki przydałaby się konsultacja u psychologa, bo robi dużą krzywdę własnej córce.
(autorem zdjęcia w nagłówku jest clement127)