Dla niezorientowanych w temacie, szybkie wprowadzenie: Deynn, czy też Marita Surma, to najpopularniejsza w Polsce instagramerka z ponad milionem obserwatorów na swoim profilu. Teoretycznie zajmuje się fitnessem, praktycznie odzieraniem się z prywatności w mediach społecznościowych, co wyniosła do rangi sztuki, a z pewnością wepchnęła na nowy poziom, udowadniając, że nie ma takiej rzeczy, której nie wypada pokazać na Snapchacie. Jedni ją za to kochają, drudzy nienawidzą. Ja nie popieram, choć szczerze podziwiam za wytrzymywanie presji i nietonięcie w kolejnych falach hejtu. Ten poziom nienawiści z jakim musi zmagać się Deynn, dotyka chyba tylko polityków, bo nawet partnerka Wojewódzkiego miała lżej.
Od wczoraj Marita znów żyje w zagrożeniu powodziowym, bo wybiło kolejne szambo. Jej siostra postanowiła pociągnąć temat robienia „Big Brothera” ze swojego życia i opublikowała chwytający za serce wpis, w którym próbuje przekonać opinię publiczną, że fit-instagramerka jest najgorszym człowiekiem na świecie. I udaje jej się, bo po tym jak powyciągała prywatne rozmowy z własną siostrą, i sytuacje, które powinny zostać tylko między członkami ich rodziny, ludzie życzą blogerce butów z cementu.
Dlaczego? Bo ta straszna Deynn zorganizowała przeprowadzkę swojej dorosłej siostry Klaudii i ich niepełnoletniej siostry Natalii do Warszawy, by wyciągnąć je z małej mieściny. Co poszło nie tak? Szafiarka bez serca po dwóch miesiącach nie chciała być dłużej bankomatem bez dna.
Czy Deynn jest takim potworem jak przedstawia to jej siostra Klaudia Surma?
Sprawdźmy.
Zacznę od tego, że nigdy nie miałam dobrych kontaktów z Maritą. Wyprowadzila się jak miałam 12lat i od tamtej pory widywałam ją kilka razy w ciągu roku. Często kiedy za długo ze sobą przebywałyśmy rodziły się niepotrzebne kłotnie. Ja sobie to tłumaczę tym, że się nie znamy. Nie bylo jej kiedy dojrzewałam, kiedy mój światopogląd zmieniał się niemal codziennie. Przez to nie możemy się dogadać, ona nie zna mojego charakteru, nie wie kiedy odpuścić. I to działa w dwie strony. Wyjazd do Warszawy miał mi otworzyć drzwi do nowego, lepszego świata. Miałam mieć super życie, Marita miała mi pomóc znaleźć super prace, miałam zacząć robić prawo jazdy, które “dała” mi na urodziny.
Ustalmy sytuację wyjściową: masz siostrę, za którą nie przepadasz, trudno Wam się ze sobą porozumieć i kiedy przebywasz z nią chwilę dłużej drzecie koty. Innymi słowy – jesteś w pełni świadoma trudności w kontaktach między Wam i tego, że raczej nie będziecie razem koni kraść. Mimo to, ta siostra wyciąga do Ciebie rękę i pomaga Ci się przenieść do stolicy…
Moja mama miała przyjechać do nas w styczniu, do tego czasu miałyśmy opiekować się Natalką razem, oczywiście ja miałam mieszkać z Nati sama na 29m w obcym mieście. Po dwóch dniach od przyjazdu wprowadziłyśmy się do “lepszego życia”. Natalka zaczęła naukę, a Marita naciskała żebym znalazła pracę. Szczerze mówiąc bałam się strasznie, obce miasto, nowa praca, dojeżdżanie na drugi koniec miasta to był dla mnie kosmos. Więc znalazłam pracę w Żabce, do której miałam 2min drogi z domu.
…a Ty na starcie masz roszczeniową postawę i oczekujesz, że wszystko spadnie Ci z nieba. „29m w obcym mieście” to jest sytuacja, o której większość osób marzy, wyprowadzając się z domu, bo zazwyczaj to jest kąt w 14-metrowym pokoju, który musisz dzielić z obcym typem, a wcześniej pomyślnie przejść casting i wyczarować hajs na kaucję i pierwszy czynsz. „Marita naciskała żebym znalazła pracę” brzmi absurdalnie. Jesteś dorosłym, 20-letnim człowiekiem, który ma obie ręce i nogi, więc na co miała naciskać? Żebyś cały dzień siedziała w domu i pozowała do selfie w lustrze?
W żabce są dwie zmiany, 6-14 lub 14-23. Na początku kiedy miałam na 14 Marita zabierała do siebie Natalkę po szkole i przywoziła ją o 21 do domu. Natalka siedziała sama do 23, ja wracałam z pracy robiłam szybko kolacje, Natalka szła się myć i spać. Mój każdy dzień wyglądał tak samo, dzień w dzień robiłam to samo.
No hej, Klaudia, tak właśnie wygląda dorosłe życie – dzień w dzień to samo, tak długo, aż nie zrobisz czegoś, żeby to zmienić. Myślisz, że u innych ludzi, których nie utrzymują rodzice to jest jakoś inaczej?
Nie miałam żadnej koleżanki, z którą mogłabym spędzić dzień wolny, więc spędzałam go tak, że pół dnia spałam.
No tak, bo nowe koleżanki poznaje się najczęściej śpiąc pół dnia. Ciekawszą pracę zdobywa się podobnie. Będąc w nowym miejscu i mając tak dużo wolnego czasu chyba zwariowałbym, siedząc cały czas w domu. Aż się prosi, żeby z niego wyjść, poznać i oswoić to obce miasto, by podróż autobusem na jego drugi koniec już nie była “kosmosem”.
Z czasem zaczęły się dziwne sytuacje. Natalka mówiła, że jak coś źle powie na porannym snapie Daniela to nagrywają jeszcze raz itp.
Uwaga, uwaga! Informacja z ostatniej chwili! Trzymajcie się stołków! Gotowi? ZDJĘCIA I FILMY NA INSTAGRAMIE TO NIE RZECZYWISTOŚĆ! SĄ REŻYSEROWANE! Szok! Po prostu, szok! Wpadlibyście na to, że to całe żarcie pod hashtagiem #foodporn jest pozowane? I że blogerki modowe tak naprawdę nie trzymają na co dzień na kołdrze płatków róż, nowego numeru „Vogue”, kurosantów na fikuśnych talerzykach i perfum Chanell? Niewiarygodne, co?
Ja starałam się robić to, o co Marita mnie poprosiła, jak chciała żebym zawiozła Natalke do szkoły to zawoziłam z odbieraniem też nie było problemu, raz poprosiła mnie żebym zawiozła Natalke do szkoły, bo oni mają ważną sprawę do załatwienia, zgodziłam się bez problemu. Poźniej weszłam na snapa gdzie zobaczyłam jak Daniel dodał “ze w koncu sie wyspali i pospali do 11”. Przykro, no cóż.
Przypomnienie nr 1: Instagram to nie rzeczywistość, to że Daniel powiedział na Snapchacie, że spał do 11, wcale nie znaczy, że musiało tak być.
Przypomnienie nr 2: dziewczyna, która śpi pół dnia, gdy nie pracuje, robi wyrzuty siostrze, która ją utrzymuje, że raz dłużej pospała.
Aha.
Po tych smsach nie wiedziałam co mam zrobić, bardzo mi zależało żeby Mati do mnie przyjechał, nie widziałam go od miesiąca. Wiem, że to nieodpowiedzialne, że chciałam żeby Natalka opuściła szkołe, ale to tylko 3dni, a sytuacja miała być jednorazowa. Po tych smsach zadzwoniłam do Marity i przeprosiłam ją, że tak pisałam i poprosiłam żeby wzięła Nati.
Marita wzięła Natalkę od niedzieli do czwartku. Oczywiście nie pojechała do Wrocławia, ponieważ Daniel zdychał po urodzinach.
Kiedy zawiozłam Nati do niej w niedziele dała mi 80zł za to, że zajęłam się psem (tak mi sie przynajmniej wydaje) i na tym jej pomoc finansowa się skończyła. Więcej od niej pieniędzy nie widziałam.
Mateusz miał być u mnie przez tydzień, ale między czasie wyszło, że może u mnie zostać dłużej więc został dwa tygodnie.
Nie wiem, czy tu trzeba coś dodawać – Klaudia oczekuje, że Marita będzie jej płacić za mieszkanie i dawać pieniądze na jedzenie, a ona w tym czasie zamiast zająć się swoim rozwojem i poprawą sytuacji, przez 2 tygodnie skłotuje w nieopłacanym przez siebie mieszkaniu swojego chłopaka, dziwiąc się, że jej sponsorce to nie pasuje.
Co tak naprawdę się stało, że mleko się rozlało?
Deynn, mimo słabych relacji i średniego kontaktu, postanowiła pomóc swojej dorosłej siostrze Klaudii i nieletniej Natalii, wyciągnąć je z małego Świdwina i dać ciepły start w Warszawie, organizując i opłacając przeprowadzkę i mieszkanie. Liczyła, że jej 20-letnia siostra wykorzysta szansę i rozwinie skrzydła w mieście, gdzie praca leży na ulicy. Niestety przeliczyła się, ponieważ dziewczyny nie przegadały między sobą, jak to życie w stolicy będzie wyglądać i czy ich wyobrażenia się pokrywają, a wcześniejsze problemy w komunikacji dały o sobie znać ze zdwojoną siłą.
Marita oczekiwała, że Klaudia będzie tak zdeterminowana do rozwoju jak ona i zostanie Władysławem Kozakiewiczem biznesu, natomiast Klaudia szykowała się na dłuższe wakacje spodziewając się, że Marita zostanie Mike’iem Tysonem sponsoringu. Natalia najprawdopodobniej kompletnie nie wiedziała co ma o tym myśleć, bo wszyscy uznali, że jest tylko małym dzieckiem, które powinno robić to, co mówią rodzice. Przy czym, nie ustalono kto tym rodzicem ma być. To znaczy, sorry, obserwatorzy na Instagramie zakładali, że Deynn będzie Matką Polką wszystkich dzieci, głównie nieswoich. I przy okazji Świętym Mikołajem.
W efekcie wszyscy są wkurwieni na wszystkich, bo rozminęli się w oczekiwaniach.
Siostra to siostra, a nie matka
Moja koleżanka Nishka napisała jakiś czas temu bardzo dobry tekst „Mamo, nie będę opiekunką twojego dziecka”, który pasuje do tej historii jak papieros do kawy. Portale plotkarskie, instagramerzy, youtuberzy i cały świat ma pretensje do Deynn, że nie zaopiekowała się swoimi siostrami, tak jak oni by tego oczekiwali. Tylko, czy to faktycznie było jej zadanie? Bo jeśli żyją, a żyją, to z tego co wiem, dziećmi powinni zajmować się rodzice, a nie rodzeństwo. Chyba, że są pełnoletnie, a są, wtedy odpowiadają same za siebie.
Do Marity można mieć naprawdę wiele zastrzeżeń i niejedno z nich będzie pewnie w pełni uzasadnione, ale w tym przypadku szkalowanie jej jest bezpodstawne. Rola, w którą nie powinna wchodzić ją przerosła. Zgadza się. Tyle że, abstrahując już od tego, że nie jest matką małej Natalii, a tym bardziej dorosłej Klaudii, i nie powinna ich wychowywać, to cała ta sprawa powinna zostać rozwiązana za zamkniętymi drzwiami. Drzwiami od domu rodzinnego, bo to wyłącznie sprawa rodzinna. A stała się sprawą publiczną, tylko dlatego, że Klaudia Surma zachowała się jak rozkapryszona nastolatka, odgrywając się na siostrze i próbując ją zniszczyć, bo ta nie spełniła jej oczekiwań. Ohydne.
A mogła z nią po prostu porozmawiać.