Co byś zrobił, gdyby puściła Ci uszczelka w kranie i zacząłby cieknąć? Mogę się mylić, ale podejrzewam, że kupiłbyś nową i założył w miejsce starej. Ewentualnie olał sprawę dopóki wodomierz nie zacząłby reagować na to cieknięcie. A co zrobiłbyś, gdyby wywaliło Ci rurę od ciepłej wody w kuchni tworząc w niej fontannę, a w reszcie Twojego mieszkania powstałby mini aquapark planujący ekspansję do mieszkań sąsiadów? Założę się o zwrot podatku, że ani nie olałbyś tematu, ani nie stosowałbyś chałupniczych sposobów owijając rurociąg taśmą klejącą, tylko natychmiast zadzwonił po pogotowie hydrauliczne, mam rację? Nie pytałbyś przypadkowych osób na ulicy co zrobić, ani nie liczył, że kłopot może jakoś sam się rozwiąże, tylko natychmiast skontaktował się z fachowcem, zgadza się?
Tak samo powinieneś zrobić, gdy masz problem ze sobą. Zgłosić się do specjalisty, żeby dostać rzeczywistą pomoc, a nie szukać na chybił trafił wątpliwej jakości porad w internecie.
Bloger to nie psycholog, nie zastąpi Ci terapii
Kontakt z czytelnikami i wchodzenie z nimi w interakcje jest dla mnie bardzo istotny, bo, po pierwsze, to czy ktoś reaguje na moje teksty jest miarą skuteczności tego co robię, po drugie, to pośrednio dzięki nim blog może rosnąć i lecieć w świat przez podawanie wpisów dalej. Jednak zacieranie dystansu między mną, a odbiorcami, zwłaszcza gdy jest ich wielu, ma również skutki uboczne. Jednym z najpoważniejszych jest pokładanie we mnie nierealnych oczekiwań. Na przykład związanych z rozwiązywaniem cudzych problemów.
Kiedyś dostawałem tyle listów od czytelników z dylematami sercowo-motywacyjno, że powołałem dedykowany temu cykl na blogu „Pogotowie Życiowe”. Starałem się w nim patrzeć na podesłany przez daną osobę problem z dystansu, podając swoje przemyślenia i zdroworozsądkową możliwość wybrnięcia z kłopotliwej sytuacji, zaznaczając jednak, że to tylko moje spojrzenie na tę sprawę, a nie jedyna właściwa droga. Starałem się uczulać, że ani nie mam wykształcenia, ani przeszkolenia psychologicznego, więc ta osoba moich opinii nie powinna traktować jako rad gotowych od zaraz do wprowadzenia w życie, jednak mimo to, po każdym odcinku „Pogotowia Życiowego”, kolejnych listów przybywało. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że mogę wyrządzić tym ludziom nieumyślnie krzywdę, zamiast pomóc i zamknąłem cykl.
Napływ próśb od czytelników o zajęcie się ich sytuacją wyhamował, jednak nie na zawsze. Opisy obszernych problemów, i to dużo poważniejszych niż wcześniej, zaczęły przychodzić na moją skrzynkę, gdy z Asią Pachlą ruszyłem z prowadzeniem innego formatu – „Wojna Płci”, w którym dyskutowaliśmy na tematy damsko-męskie. Czytelnicy, najczęściej nie zdając sobie z tego sprawy, zaczęli w mailach dzielić się ze mną poważnymi zaburzeniami emocjonalnymi, bądź stanami depresyjnymi, licząc na moją pomoc w tym zakresie.
Coś tam przeżyłem, coś tam wiem, ale ja naprawdę nie jestem psychologiem. Na podstawie wiadomości otrzymanej przez internet, jak długa i szczegółowa by ona nie była, nie jestem w stanie powiedzieć Ci co masz zrobić ze swoim życiem. To tak nie działa. Nie znam Cię, nie wiem jakim jesteś człowiekiem, nawet nie wiem jak wyglądasz. Nie jestem w stanie na podstawie wymiany kilku maili sprawić, że przestaniesz nawiązywać toksyczne relacje, zaczniesz być zauważana i doceniana w pracy, albo odważysz się porozmawiać z rodzicami o tym, że nienawidzisz studiów, na które kazali Ci iść wbrew Tobie.
(…) Od jakiegoś czasu (nie wiem, może paru miesięcy) nie radzę sobie kompletnie ze swoimi emocjami. Wcześniej parę lat trenowałam karate i treningi, które odbywały się cztery razy w tygodniu, pozwalały pozbyć się stresu i oczyszczały umysł ze wszystkich niepotrzebnych, negatywnych myśli. Przestałam trenować, bo się popsuło zdrowie.
(…) Od niedawna stosuję drastyczne metody radzenia sobie. Świadoma swoich masochistycznych zapędów sięgnęłam po żyletkę. Zadawanie sobie bólu fizycznego faktycznie pomaga, ale na krótko. To nie jest żadne rozwiązanie, doskonale wiem.
Przeczytałeś właśnie fragment listu, który dostałem od jednego z czytelników z prośbą o pomoc. To bardzo nobilitujące, że ktoś ma mnie za autorytet nie tylko w kwestii mojej profesji, ale ogólnożyciowy, tylko, że to wciąż nie czyni ze mnie psychoterapeuty. Cały czas jestem przypadkowym kolesiem z internetu, który Cię nie zna i którego szczerze mówiąc Ty też nie znasz, mimo, że tak Ci się wydaje i który ma tyle samo kompetencji pozwalających rozwiązywać Twoje problemy, co kierowca autobusu, którym jeździsz na uczelnię. Wiem, że przez to, że jakiś czas regularnie mnie czytasz, masz wrażenie jakbyśmy byli kumplami z jednej ławki, ale to tylko wrażenie. A w zasadzie złudzenie. To co tu widzisz, to tylko wycinek tego kim jestem, jakaś część mnie, którą akurat chcę pokazać. Cała reszta jest poza kadrem i nie jestem przekonany, czy by Ci się spodobała.
I to tyczy się nie tylko mnie, ale wszystkich blogerów, youtuberów, czy innych ludzi, którzy stali się popularni w internecie.
Powtórzę to jeszcze raz, nie dość, że tak naprawdę jesteśmy dla Ciebie obcymi ludźmi, to 99% z nas nie ma wykształcenia psychologicznego, ani przeszkolenia terapeutycznego. A właśnie takie kwalifikacje MUSI mieć człowiek, który miałby rozwiązywać emocjonalne problemy innych. Dzielenie się z nami prywatnymi historiami naprawdę nam schlebia i utwierdza w przekonaniu, że mamy wpływ na ludzi, ale my nie jesteśmy od tego.
Niestety cały czas w naszym społeczeństwie swoje żniwo zbiera przekonanie, że jeśli ktoś idzie do psychologa, czy psychiatry, to jest świrem, którego najlepiej wsadzić kaftan i zamknąć. To kłamstwo. Tak jak mamy lekarzy od serca, skóry, kręgosłupa, czy układu płciowego, tak mamy osobę zawodowo zajmującą się duszą i nie jest żadną ujmą na honorze zadbanie o siebie i skorzystanie z jego pomocy. To normalne i właściwe.
Kiedy warto skorzystać z terapii?
Psychoterapia nie jest przeznaczona wyłącznie dla osób posuwających się do samookaleczenia, czy stosujących agresję wobec samych siebie w inny sposób. Nie ma w ogóle czegoś takiego jak „typ” ludzi, dla których ten rodzaj pomocy jest zarezerwowany, tak jak nie ma określonej grupy dla której zarezerwowany jest internista. Z tego typu wsparcia może i powinien!, skorzystać każdy kto tylko ma potrzebę. Ze względu jednak na demonizowanie tematu, potrzeba ta może być zupełnie nieuświadomiona. W jakich przypadkach więc warto wybrać się do psychologa?
Kiedy masz problemy z samooceną i poczuciem własnej wartości – wydaje Ci się, że jesteś gorszy od innych? Że nigdy nie będziesz miał kochającej Cię partnerki, bo na to nie zasługujesz? Że szacunek jest zarezerwowany dla innych, ale nie dla Ciebie? Że nie masz absolutnie nic interesującego do powiedzenia, dlatego nigdy nie odzywasz się w grupie? To wszystko, to tematy do przepracowania na sesjach.
Kiedy czujesz się zagubiony – i nie wiesz co dalej zrobić ze swoim życiem, związkiem, dzieckiem albo karierą. Kiedy codzienność Cię przerasta, a próby pomocy ze strony bliskich Ci osób są nieskuteczne. Lub w ogóle ich nie ma.
Kiedy nie potrafisz być asertywny w pracy – dajesz się wykorzystywać przełożonym, nie potrafisz odmówić bezpłatnych nadgodzin, notorycznie wykonujesz zadania, które wykraczają poza zakres Twoich obowiązków, nie potrafisz zawalczyć o zasłużoną podwyżkę. Kiedy ktoś przekracza Twoją granicę, a Ty milczysz.
Kiedy cierpisz po stracie bliskiej osoby – i nie chcesz albo nie wiesz jak pogodzić się z tym, że nie ma jej już w Twoim życiu, a rozmyślanie o niej negatywnie wpływa na Twoje samopoczucie.
Kiedy masz powtarzające się kłopoty w relacjach damsko-męskich – jeśli ciągle trafiasz na beznadziejnych facetów, to nie przypadek. Jeśli kobiety za każdym razem zostawiają Cię z tego samego powodu, to też nie zbieg okoliczności. Jeśli kolejna próba wyjścia z toksycznego związku zakończyła się fiaskiem, znów jesteś w relacji, która bardziej Ci szkodzi niż pomaga, to też nie zrządzenie losu. To problem do rozwiązania. Przez fachowca.
Kiedy nie czujesz satysfakcji z życia – mimo, że teoretycznie wszystko jest w porządku – masz pracę, rodzinę i własny dom – to wcale nie jesteś szczęśliwy i głęboko pod skórą wiesz, że czegoś Ci brakuje, ale nie umiesz stwierdzić czego.
Z pomocy warto skorzystać z każdym problemem, z którym sobie nie radzisz
Zwłaszcza, gdy trwa to dłuższy czas. Rok, półtora, dwa, a już na pewno trzy.
Kiedy psuje Ci się samochód idziesz do mechanika, tak? Kiedy stłuczesz szybkę w telefonie oddajesz go do serwisu zajmującego się komórkami, zgadza się? A gdy masz problemy z sercem zgłaszasz się do kardiologa, mam rację? Podobnie jest ze słabnącym wzrokiem – kiedy ostrość widzenia pogarsza się, nie pytasz przypadkowo spotkanych ludzi na bazarze, co powinieneś zrobić, żeby było lepiej, tylko umawiasz się na wizytę u optyka?
I ta sama prawidłowość działa w stosunku do problemów z sobą. Wtedy również należy skorzystać z porady specjalisty – psychologa, a nie przechodnia – blogera. Bo bloger to nie psycholog, nie zastąpi Ci terapii, a skorzystanie z niej, to żaden wstyd. Właśnie po to są lekarze od duszy, aby leczyć duszę, a to, że ktoś potrzebuje ich usług, nie jest niczym wstydliwym. Już większym powodem do wstydu jest nieznajomość odmiany słowa cudzysłów w miejscowniku.