„Jak popełnić samobójstwo” to jedna z częściej wpisywanych fraz w Google, a w okresie przedświątecznym zainteresowanie nią nie maleje.
W momencie, kiedy cały świat mediów i witryn sklepowych wmawia nam, że to najszczęśliwszy okres w roku i powinniśmy pocić się samozadowoleniem i wymiotować entuzjazmem, często jest zupełnie inaczej. Często te kilka dni z rzędu, które trzeba spędzić razem, bo szkoła zamknięta, a w pracy wolne, to kara w najczystszej postaci, bo człowiek, który siedzi obok Ciebie przy stole jest ojcem tylko w ujęciu biologicznym. Choć bywa, że i tak to określenie na wyrost. A nie rzadziej te dni są katuszami, bo właśnie wtedy dobija Cię świadomość jak bardzo jesteś sam i jak strasznie nikogo nie obchodzisz.
Nastrój osiąga nadir i myśl o tym, żeby ze sobą skończyć przesłania Ci wszystko.
I szukasz po sieci informacji jak skutecznie i bez bólu odebrać sobie życie. Przeraża mnie, że dobrnąłeś, aż do tego momentu, by zacząć planować samounicestwienie i zacząłeś rozważać, który sposób będzie najlepszy. Przeraża mnie to, bo oznacza, że problemy zasypały Cię na tyle, by zasłonić wszystkie perspektywy, a jedynym pomysłem na ich rozwiązanie jest samobójstwo. Które de facto nie jest żadnym rozwiązaniem, a jedynie ucieczką donikąd. I to donikąd mówiąc dosłownie, bo jeśli jesteś wierzący, to wiesz, że to grzech ciężki, a jeśli jesteś ateistą, wiesz, że to koniec absolutny.
Mimo potępienia po śmierci lub całkowitego przejścia w niebyt, codziennie w Polsce zabija się 16 osób.
Nie chcę, żebyś był jedną z nich. Ani dziś, ani jutro, ani za pół roku. Wiem, że jest Ci ciężko, że masz już wszystkiego dość i że chcesz w końcu wyswobodzić się z tego ucisku, zrzucić ten ciężar, który Cię przygniata tamując oddech i poczuć ulgę. A w zasadzie to nic nie czuć i być poza wszystkim i wszystkimi. Ale nie pomogę Ci. Wiem, że liczysz na poradnik, który doradzi Ci jakie lekarstwa bez recepty zmieszać z wódką, żeby zapaść w sen i zatrzymać akcję serca, ale nie podam Ci brzytwy.
Podam Ci pomocną dłoń.
Ten tekst to koń trojański. Celowo zwabiłem Cię tu nagłówkiem i zdjęciem sugerującym, że dostaniesz przepis na szybką i łatwą śmierć, bo tak najskuteczniej mogłem ściągnąć Twoją uwagę gdy jesteś w dołku, i wskazać Ci miejsca, gdzie dostaniesz pomoc. Uwierz, że wiem jak to jest, gdy świat zaczyna Cię parzyć ogniem, aż wypuszczasz go z rąk i bezsilnie patrzysz jak zaczyna toczyć się w Twoją stronę, żeby Cię spopielić. Jak to jest, kiedy osuwa Ci się grunt pod stopami, a wszystko czego możesz się złapać, tylko Cię kaleczy. Przerabiałem to.
Nawet, gdy czujesz, że Twoja dusza jest zbyt ciężka, by nieść ją, zawsze jest jakieś wyjście. Zawsze!
Musisz tylko je dostrzec. Mnie ogromnie pomogli przyjaciele, za co będę im zawsze wdzięczny, ale wiem, że u Ciebie ten wariant niekoniecznie musi się sprawdzić. Dlatego przygotowałem listę miejsc, gdzie otrzymasz wsparcie i możesz porozmawiać z kimś, kto wysłucha Twoich problemów i rzuci Ci koło ratunkowe. Wiem, że może się wydawać, że sięgnąłeś dno dna albo nawet pukasz w nie od spodu, ale nie ma takiego mroku, którego nie dałoby się rozświetlić.
Zanim stąd uciekniesz, proszę Cię, zadzwoń pod jeden z poniższych numerów i przekonaj się o tym sam.
116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
22 425 98 48 – Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
800 112 800 – „Telefon Nadziei” dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej
Pamiętaj, póki żyjesz piłka jest w grze, a Ty masz największy wpływ na wynik meczu!
A jeśli po prostu chcę się przygotować do takiej sytuacji, kiedy będę ciężarem dla innych, z demencją, pampersem i pewnościa, że moja choroba jest nieulaczalna, nazywa się np. SKS – to co, nie mam prawa podjąć decyzji? To nie jest pytanie na teraz – życie kocham, jest cudownym darem. Jednak… Już kiedys miałam udar mózgu, i wtedy gromadziłam w pudełeczku nasenne tabletki wydzielane przez lekarza w szpitalu. Bo nie chciałam wegetowac jako warzywo. Byc może w dodatku świadome tego, co sie w jego obecności mówi. Mam starą mamę, która już nie bardzo wie, co się dookoła dzieje, nie pamięta, nie kojarzy, czasami nie rozpoznaje nas, ale kiedy słyszę, jak o sie o niej rozmawia w jej obecności „No to co z NIĄ zrobimy, przecież nie może już mieszkać sama”, „Ale ONA nie chce mieszkać gdzuie indziej”, „ONA wczoraj znowu sie zesikała, trzeba JEJ kupić pampersy”. Ja takiej perspektywy sobie po prostu nie życzę. I chcę mieć możliwość wyboru, gdy dojdzie do starości. Więc jak mogę sie zabezpieczyć? Kiedy powiedziałam moim synom, że oczkuje od nic, że odłączą aparaturę, gdy o to poproszę, powiedzieli zgodnie „Nie!”.
Ja nie mam ochoty juz zyc ..wiem ze nie powinnam ze to cos zlego ze sie urodzilam zniszczylam zycie moim dwom synkom…jeden ma 16 a drugi 6 kazde z innego malzenstwa .Kochaam ich ponad zycie i nie wachalabym sie skoczyc za nimi w ogien ..to sa cudowni chlopcy nawet nie wiece jak …ale z drugim mezem mam dklugi i ti potwornr na pierwszego synka place alimenty…teraz nie mam pracy bo mielismy wyjechac do niemiec aby polepszyc nasz sytuacje …mimo ze pekalo mi serce na sama mysla ze moglabym nie widziec naszych synko..:) Jestem na pschotropach 22 roku zycia a mam teraz 38 lat …2,5 roku nie bralam gdy poznalam mojego ,eza drugiego …ale cos sie zdarzylo i znowu czuje siie tak jakby nie mialo byc dla mnie jutra…wychowalam sie w tzw dobry domu gdzie nikt nie wiedzial ze moj ojciec nas molestuje i raz probowal zgwalcic mnie …nie wiedzialam ze takie osoby jak ja nie powinny nigdy zakladac rodziny z to zlo kirdys wyjdzie ..ze nie mam szans na normaslna rodzine mimo ze ich koccam ponad zycie ..teraz mam potezne dlugi i wiem ze rodzina meza pomoze mu jesli mnie nie bedzie bo noe chcieli tego malzentwa bo bylam 10 lat strasza..ale kohalismy sie i z tego malzenstwamamy 6 letniego cudownego synka ..ale gdy patrze na niego czuje bol …niewyobrazalny …gdyby go nie bylo sprawa byla by latwa …ale gdy popatrze w jego oczka gdy on powie mamusiuu koccham Cie nie potrafie tego zrobic ..a wiem ze nie dam rady przy tych tabletkach ktorych biore tej dawce …Stracilam nadziieje na prace za gra=nica ,,mimo ze chcislsm tylko pasre miesiecy tam pracowac i sciagnac synka ..on mam takie smutne oczy ..to boli…tylko on trzyma mnie przy zyciu …ale kazdego dnia probuje ale widze jego buzie ..i boje sie jak bedzie cierpial….a ja czuje potworny fizyczny bol mwpiersiach ze chce to zrobic a jednoczesnie ze gdyby mnie nie bylo maly i moj maz otrzymalby pomoc od rodzicow gdyby mnie tylko nie bylo…ciagle sobie nzadaje pytanie mpo co sie urodzilam …((.
Choć nie jestem w dołku, ani nigdy nie byłam aż tak głęboko żeby mieć złe myśli to i tak jestem ci wdzięczna za ten wpis, a raczej uważam że to pomoc dla ludzi, którzy tu wejdą przeczytają i być może drugi raz zastanowią się czy to co zamierzają zrobić jest dobrą decyzją.