W tym tygodniu w mediach społecznościowych trenduje hasztag #myfirst7jobs, pod którym ludzie opisują pierwsze zajęcia wykonywane w celu przytulenia trochę grosza. Dzięki czemu możemy poznać początki i drogę jaką przeszły osoby obecnie popularne w internecie bądź z sukcesami tworzące biznes. I tak, dowiedziałem się, że Tomasz Brzostowski, założyciel Browaru Brodacz, zaczynał od pracy na budowie wieku 13 lat, Agnieszka Oleszczuk-Widawska, polska startupowa królowa, pierwsze pieniądze zarabiała jako hostessa przy stoisku z mrożonkami, a Łukasz Kielban z Czasu Gentelmenów mył okna w sklepie.
Jak zazwyczaj jestem dystansowany do wszelkich mód i ewentualnie przekonuję się do nich po czasie, tak ta moda na pokazywanie swoich finansowo-zawodowych początków z miejsca do mnie trafiła i od razu uznałem ją za świetny pomysł. Dlatego, postanowiłem podzielić się z Wami moimi pierwszymi zarobkowymi zajęciami, wraz z nieco szerszym opisem, jak to wyglądało i co tam się działo.
Oto moje pierwsze 7 prac.
1. Zbieranie złomu
Może nazwanie pracą monitorowania lokalnych śmietników w poszukiwaniu porzuconych pralek czy lodówek, to określenie mocno na wyrost, nie mniej, jako nastolatek tak właśnie robiłem z kolegami. Żeby mieć na zachcianki typu kino, kebab na mieście, czy nowa płyta muzyczna, często musieliśmy sami organizować pieniądze, a że na legalną pracę byliśmy za młodzi i i tak nie mielibyśmy jej jak podjąć, bo chodziliśmy do szkoły, szukaliśmy innych sposobów. I czatowaliśmy, aż ktoś wyrzuci jakiś sprzęt AGD, który będzie można sprzedać na skupie złomu.
2. Roznoszenie ulotek po blokach
To też okolice końca gimnazjum. W tamtych czasach chyba nie było chłopaka, który nie zahaczyłby się o ten typ zajęcia, taki osiedlowy standard. Cały karton ulotek był ciężki jak cholera, wchodzenie na ostatnie piętro w klatkach, w których nie było windy męczyło jeszcze bardziej, ludzie, całkiem słusznie, mieli do Ciebie wonty, że robisz syf, a pieniądze były z tego prawie żadne. Ale jakieś tam były, a w 2004 trudno było zostać zasięgowym youtuberem, bo portal ten jeszcze nawet nie istniał.
3. Bycie chłopcem na posyłki w fabryce
Mama załatwiła mi pracę na hali produkcyjnej, w zakładzie pracy, w którym sama pracowała, co z jednej strony było spoko, bo mogliśmy razem dojeżdżać i wracać, ale z drugiej czułem się bardziej spięty, bo wiedziałem, że jeśli dam ciała, a nie daj boże dam ciała spektakularnie, to odbije się to na niej. Na szczęście z bieganiem po hali ze skrzynką na narzędzia i szmatami do wycierania smaru z maszyn, radziłem sobie całkiem nieźle, więc miesięczna misja zakończyła się sukcesem. A za zarobione 700 złotych, co w tedy wydawało mi się kwotą nie do rozpuszczenia, mogłem kupić sobie wymarzone szerokie spodnie marki Moro, „Muzykę Poważną” Pezeta i pojechać na wakacje do Wisły ze znajomymi.
4. Sklejanie pojemników na lampy
Przez kolejne 2 lata w wakacje również pracowałem w tej samej fabryce, co moja mama, tyle, że już nie na hali, a w warsztacie. Przy sklejaniu plastikowych pojemników na lampy produkowane w tym zakładzie. Nie było w tym jakiejś wyjątkowej filozofii, po prostu łatałem dziury powstałe w wyniku eksploatacji w kontenerach. Prosta, monotonna jak cholera, powtarzalna czynność, wykonywana w akompaniamencie „kurew” rzucanych przez współpracowników. Mimo to, jednak bardzo motywująca. Po spędzeniu kilku miesięcy w otoczeniu ludzi, którzy nie lubili swojej pracy, a każdy dzień niebędący weekendem traktowali jak karę, wiedziałem, że szybko muszę zrobić coś ze swoim życiem, by nie skończyć w takim miejscu będąc dorosłym.
5. Pracownik fizyczny w Castoramie
Byliśmy po maturze i żeby mieć za co imprezować przez 4 miesiące, aż do startu studiów, kolejny raz zaczęliśmy szukać jakiejkolwiek pracy. Trafiło na nocki w Castoramie, w trakcie których wykonywaliśmy zadania z zakresu szumnie zatytułowanego visual merchandisingu, czyli po prostu rozkładaliśmy produkty po sklepie, tak, by ładnie się prezentowały. Kasa, jak na warunki i godziny pracy, była gówniana – 4,5zł na godzinę – a przez to, że agencja pośrednicząca kręciła ostre wałki, dostaliśmy ją dopiero we wrześniu.
6. Sprzedawanie gazet nad morzem
W związku z tym, że w trakcie tych najdłuższych wakacji w życiu chciałem choć na chwilę gdzieś wyjechać, a nie było za co przez niesportową zagrywkę z poprzedniego akapitu, zacząłem kombinować jak to zrobić bez angażowania gotówki. I w międzyczasie moja mama w Wyborczej znalazła ofertę sprzedawania gazet na plaży w Niechorzu. Brzmiało jak idealna fucha na sierpień, więc długo się nie zastanawiając, podpisałem co trzeba, wsiadłem w pociąg i pojechałem. Na miejscu zastałem mikro-kemping o powierzchni 20m2, w którym mieszkaliśmy w trójkę, i pracę 6 dni w tygodniu polegającą na zasuwaniu po piachu w pełnym skwarze z plecakiem wypchanym po brzegi gazetami, ale wtedy dla mnie była to praca marzeń. Morze, ludzie, przygody, idealny pretekst by zagadać do każdej dziewczyny i hajs na zabawę.
Do dziś wspominam ten okres z wypiekami na twarzy, radością w oczach i szybszym biciem serca, o czym szerzej pisałem w tekście „Życie jest spoko”.
7. Akwizytor
Pukając do drzwi przypadkowych ludzi i proponując im przeniesienie abonamentu z TPSA do Dialogu, oczywiście uważałem się za przedstawiciela handlowego tej drugiej firmy, ale dziś tego zajęcia tak nie nazwę, by nie obrazić wszystkich osób, które faktycznie są przedstawicielami handlowym z prawdziwego zdarzenia. Bycie teledomokrążcą było moją pierwszą pracą w Krakowie, którą dostałem nawet bez składania CV i zacząłem wykonywać na drugi dzień po przyjeździe, więc możecie sobie wyobrazić jak poważna była to posada. Nie mniej, dzięki niej na samym starcie całkiem nieźle poznałem miasto, jego rytm i sposób poruszania się po nim, bo akwizycję prowadziliśmy w większości dzielnic.
***
Tak wyglądało moje pierwsze 7 prac. Każda z nich coś wniosła do mojego życia i nawet jeśli był to przykry i bolesny wkład, to w jakimś stopniu mnie ukształtował, dając temat do przemyśleń i pokazując jak nie chciałbym, żeby moje życie wyglądało. Chętnie dowiem się jak początek zarabiania pieniędzy wyglądał u Was, więc jeśli macie ochotę podzielić się swoimi #myfisrt7jobs, to dawajcie do komentarzy. A jeśli zastanawiacie się nad założeniem firmy, to tu znajdziecie trochę na ten temat.