Close
Close

Co zrobić, żeby głosować poza miejscem zameldowania?

Skip to entry content

W zeszłym tygodniu pisałem, że kto nie głosuje, ten nie ma prawa narzekać. W poniedziałek okazało się, że tego prawa nie posiada przerażająco wiele osób.

W pierwszej turze tegorocznych wyborów prezydenckich frekwencja była żenująco niska. Bardziej żenująca niż zwykle. Niecałe 50% osób uprawnionych do głosowania poszło do urn. Co to znaczy? Że co drugi dorosły Polak ma w dupie Polskę. Nie interesuje go sytuacja, ani przyszłość kraju, w którym mieszka. Nie jestem z tych, którzy oczekują, że konkretna opcja polityczna poprawi jego sytuację materialną, bo to zależy głównie ode mnie, ale mimo to nie jest mi wszystko jedno. Zależy mi.

Osoby, które wolą oglądać „Celebrity Splash” niż poświęcić kwadrans na zaangażowanie się w los swojego kraju, najczęściej tłumaczą to tym, że nie mają na kogo głosować. Bo wszyscy źli, niedobrzy, banda bolszewików, złodziei, darmozjadów i świń, które powinny skończyć w ubojni, a nie dorywać się do koryta. Też nie darzę polityków wyjątkową estymą i wielu z nich zafundowałbym dietę ze śrutu, ale jest inny sposób, żeby to wyrazić. Inny niż olanie wyborów i inny niż podłożenie ognia pod sejm.

Sposobem na pokazanie politykom, że nie nadają się do swojej pracy jest oddanie nieważnego głosu.

Czyli napisanie na karcie do głosowania wszystkich żalów, niezaznaczenie żadnego kandydata, zaznaczenie wszystkich, bądź dopisanie do listy kandydatów Sarny Z Krzesłem Na Głowie. Lub zrobienie z tym arkuszem papieru czegokolwiek innego. W momencie, gdy połowa lub więcej głosów byłoby nieważnych, byłby to wyraźny znak, że kolesie z wiejskiej są do odstrzału i że potrzeba nowych, innych, lepszych. W sytuacji, gdy ponad połowa głosów jest nieoddanych, znaczy to tyle, że prezydentem może zostać nawet największy oszust i idiota, bo społeczeństwu i tak jest wszystko jedno.

Kolejnym argumentem usprawiedliwiającym niewrzucanie kartki do skrzynki z polską flagą, jest mieszkanie poza miejscem zameldowania. Tyle, że to żaden argument. Bo NIC nie stoi na przeszkodzie, żeby dopisać się do rejestru wyborców w miejscu, w którym chcemy głosować. Lub uzyskać zaświadczenie o prawie do głosowania i oddać głos GDZIEKOLWIEK. To prostsze niż emigracja z powodu niezadowolenia z sytuacji w kraju, ale fakt, trudniejsze, niż zmiana kanału w telewizorze. Bo trzeba ruszyć dupę i dowiedzieć się jak to zrobić. Nie teleportuję Was do odpowiedniego wydziału administracji, ale przepis podaję Wam na tacy. Bo mi zależy.

Co zrobić, żeby głosować poza miejscem zameldowania?

Opcja a – dopisanie do listy wyborców w miejscu aktualnego pobytu. Najpóźniej na 5 dni przed dniem wyborów, czyli w tym wypadku do 19-go maja, musisz pójść do urzędu gminy, w której przebywasz i złożyć wniosek, który dostaniesz do wypełnienia na miejscu. Wypisujesz karteczkę, oddajesz i możesz głosować nieopodal swojego akademika, biura, czy klubu w którym Twoje zwłoki zalegną do niedzieli.

Opcja b – uzyskanie zaświadczenia do głosowania gdziekolwiek. Najpóźniej na 2 dni przed dniem wyborów, czyli w tym wypadku do 22-go maja, musisz pójść do urzędu gminy, w której jesteś zameldowany i również złożyć wniosek, który dostaniesz do wypełnienia na miejscu. Wypisujesz karteczkę, oddajesz i możesz głosować wszędzie w obrębie kraju, gdzie Cię nogi, rower, autostop, czy kajak poniesie.

W obu przypadkach, to maksymalnie godzina roboty. Polska chyba jest warta tych 60 minut, co?

 

(niżej jest kolejny tekst)

W trakcie wczorajszej rozmowy na temat języka polskiego i makaronizmów, jedna z moich koleżanek – Tattwa – rzuciła mi wyzwanie, które brzmiało tak:

Janek, oficjalnie i przy ludziach rzucam Ci wyzwanie: napisz tekst o seksie, w którym ani razu nie padnie słowo „seks” ani żadna jego pochodna.

Uznałem, że to za łatwe, bo każdy kto czytał erotyki Leśmiana, wie, że to prostsze, niż równanie z jedną niewiadomą. Żeby więc podnieść poprzeczkę na wyższy poziom niż test gimnazjalny, Magda dodała, że mam to zrobić trzynastozgłoskowcem. Czyli wierszem, w którym każdy, ale to każdy wers ma 13 sylab. Jak na przykład „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza. No to już brzmi jak coś, przy czym trzeba ruszyć głową, co?

Spoko, wyzwanie zaakceptowane!

 

Trzynastozgłoskowiec o seksie

 

Wieczór był ciepły, choć nie jak na Costa Brava

Pijani Angole kupowali kebaba

On wygłodniały, też chciał se zapiekankę zjeść

Ale brakowało w portfelu groszy sześć

Zaczepił ją z uśmiechem na końcu Szewskiej

Pytając, czy mu nie dorzuci na zapieksę

Pierwszoroczniaczka w towarzystwie karków dwóch

Spojrzała jakby w pracy co dzień woził gruz

Kark wypłacił mu bombę, taki zbrojny konflikt

I poczerwieniał jakby miał młodzieńczy trądzik

Zirytowany, że przejechał po nim walec

„Szmulo, wsadź se te grosze w wielbłądzi palec!”

Rzekł wycierając krew z ciżemek z łyżwą

Myśląc, że ciut niesprawiedliwe jest to wszystko

Śledząc węża, do domu pocisnął na nogach

A jego ego bolało bardziej niż głowa

Niedzielnego kaca spędził na lizaniu ran

I konsultacji wybielacza do krwawych plam

Poniedziałek w pracy był jak dzień w piekle

Więcej lizania dupy, niż gdy pies ma cieczkę

Raporty, wyniki, spotkania, ocipieć można

I jeszcze rekrutacja. Aż swędzi go moszna

Lecz, cóż to? Któż to jest na krześle kandydata?

Oczy go mylą, czy to ta sobotnia szmata?

Zabić, odprawić, czy zabawić się nią trochę?

Myśli i czuje, że ma na trzecie ochotę

Pierwszoroczniaczka przez łzy przepraszać zaczyna

I mówi, że nie znała karka-skurwysyna

Lecz typ nie debil, tak łatwo nabrać się nie da

I pyta, czy na muzyce grała na fletach

Ona, że owszem, że dobrze zna ten instrument

Choć nie wie jaki ma to związek w ogóle

Typ rzecze, że chce sprawdzić jej chwytów znajomość

A ona już wie o czym myśli ten jegomość

Pracę chce dostać, bo starzy hajs jej odcięli

Więc chwilę może być pracownicą burdeli

Na czterech łapach jak kot się skrada do pana

I gdy pan rozkaże na polecenie siada

Klęcząc mocuje się z napiętym rozporkiem

I myśli, czy dostanie tę pracę przed wtorkiem

Jeśli da temu pana ptakowi polatać

Tak, by po locie pana ptak skrzydła poskładał

I uwalnia ze spodni to zwierzę gwałtowne

Myśląc – „chętnie gościłabym je w swej kołdrze”

I nawet propozycja ta z ust jej pada

Gdy ptak miota się, bo bliski jest szczytowania

I gdy ostatkiem sił wyjękuje „o kurwa”

A ona czuje, że pełne ciepła ma usta

I zlizuje z palców co zostało na nich

Orientuje się, że daleko jej do damy

Za późno jednak na te moralne rozkminy

Stało się, ptak leży w jej buzi bez siły

Gdy podnosi się z kolan, błagalnie pyta

„Mam tę pracę? Dobrze oporządzona pyta?”

Typ rzekł bez zażenowania, bez żadnej spiny

„Proszę czekać, w razie czego oddzwonimy”.

Dwuznaczne zwroty, które otwierają umysł

Skip to entry content

Często pytacie skąd w moich wpisach biorą się porównania, dwuznaczne zwroty, metafory i co mnie inspiruje przy pisaniu kolejnych. Nigdy nie było to większą zagadką niż pytanie czemu kobiety chodzą parami do toalety, ale odpowiem na nie jeszcze raz, bo ten temat powtarza się częściej, niż środa po wtorku. Otóż nie miałbym w postach tyle jaków, gdybym nie słuchał od 6-ej klasy podstawówki rapu, którego fundamentem jest właśnie ten środek stylistyczny.

Jeśli chcesz wznieść swój warsztat pisarski na wyższy poziom i nauczyć się składania lotnych, celnych analogii, to posłuchaj DonGuralEsko, Rasmentalismu albo Dwóch Sławów. A jeśli chcesz otworzyć umysł na gry słowne, a w szczególności dwuznaczne zwroty i widzieć w prostych sformułowaniach dużo więcej niż wynika to z definicji słownikowej, to odpal Quebonafide. Bo tak się składa, że właśnie wydał dwie kozackie płyty – „Ezoterykę” i „Erotykę” – które są wypchane po samiuśkie brzegi wersami możliwymi do interpretacji na co najmniej dwa sposoby.

Brzmi zawile i niezrozumiale? To już tłumaczę o co chodzi.

Łapię ciśnienie, bo za dużo barów w tym mieście nie daje mi spać.

Idealny przykład kreatywnego wykorzystania podwójnych znaczeń słów. Bar jako miejsce, gdzie pije się alkohol i spotyka z ludźmi i bar jako jednostka miary ciśnienia. A teraz przeczytaj cytat jeszcze raz – dobre, co?

Nie rozliczam się z jutrem, to tyra dla moich księgowych.

Też coś prostego, a po zauważeniu całkiem efektownego. Połączenie potocznego „rozliczania się z życiem” i rozliczania w sensie dosłownym, jako operacji finansowej.

Nie zjadają mnie nerwy, to ja zjadam nerwy #pycha.

Tu mamy piękne spuentowanie linijki dwuznacznym słowem-kluczem. I zarówno „pycha” w sensie „ale dobre”, jak i w rozumieniu postawy, charakteryzującej się wyniosłością, sprawia, że trudno nie uśmiechnąć się przy tym wersie.

Ledwo żywy, bo wykańcza mnie deadline.

To tłumaczenie „terminu” na angielski, nigdy nie było dla mnie jakoś wyjątkowo spektakularne, bo to jedna z oczywistszych gier słownych, ale jak puściłem ten numer kumplowi, to okazało się, że nie dla wszystkich. Reakcja była mnie więcej taka: „łooo, deadline, to przecież linia śmierci po polsku! Ale dobre, ale dobre, łooo!”.

Chcesz otrzeć się o sukces? Widzę jak niewinnie się skradasz. Proszę, odejdź z tym froteryzmem, madamme.

Żeby rozumieć ten tekst, trzeba wiedzieć, że froteryzm to rodzaj dewiacji seksualnej, która polega na ocieraniu się o ciało obcej osoby w zatłoczonych miejscach publicznych. I jak już to wiemy, możemy docenić pomysłowe powiązanie potocznego „ocierania się o sukces” z wcześniej wspomnianym zboczeniem. I jarać się, że całość można interpretować zarówno jako uniwersalne minięcie się z triumfem, jak i apel do kobiet, żeby nie namawiały autora na seks, co sugeruje apostrofa „madamme”. Gdyby quebo napisał to 200 lat temu, Mickiewicz mógłby czuć się zawstydzony.

Wyciągam kafla za kaflem, dla mnie ten biznes to jenga.

Kafel – slangowe określenie tysiąca złotych i kafel – element gry zręcznościowej, polegającej właśnie na sprawnym wyciąganiu klocków. Aż mi głupio, że nigdy w to nie grałem.

Mój rap jest w modzie, jeszcze sobie trochę pokrzyczy, a mogłem pogrzebać nadzieję i cały ten fejm ograniczyć do grobowej ciszy.

Jeden z najbardziej przekminionych wersów na „Ezoteryce”. Z jednej strony sformułowanie „być w modzie” i zwinne połączenie go ze zwrotem zwrotem „krzyk mody”, a z drugiej popularne „pogrzebanie nadziei” i nawiązująca – poprzez odniesienie do pochówku – „grobowa cisza”. Jakby zastanawiania się nad składowymi zdania było mało, to początek i koniec pięknie kontrastuje na ogólnym poziomie – „krzyk” kontra „cisza”. I to znów w dwóch znaczeniach. Ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, że rap to coś więcej, niż rymowanie bezokoliczników o nienawiści do policji?

Bawisz się mną kotku? Jestem kłębkiem nerwów.

Kotek – kot, kotek – dziewczyna, kłębek – kulka z wełny, kłębek nerwów – bardzo nerwowa osoba, bawić się czymś – dosłownie, bawić się kimś – manipulować, mącić w głowie. Tylko 7 słów, a tyle znaczeń! FATALITY!

W imię czego znowu pęka ten Smirnoff? Chyba czas na przedstawienie: Kuba.

Mój ulubiony wers, chyba najlepiej obrazujący jak genialnym tekściarzem jest Quebonafide i co można zrobić z oczywistymi, zakorzenionymi w naszej kulturze zwrotami. „W imię czego?” odnosi się tu zarówno do frazeologicznego znaczenia związku, czyli „po co pijemy?”, jak i bezpośrednio do pytania o imię, natomiast „chyba czas na przedstawienie” i odpowiada na poprzednie pytanie, i informuje o tym, że czas na występ Kuby. Żeby jednak w pełni docenić tę grę słowną, jak i wszystkie poprzednie dwuznaczne zwroty, trzeba to po prostu usłyszeć.

I jak drzwiczki do umysłu wyważone? Patrzysz na ekran komputera i lustrując słowa widzisz macierz z filmu z Keanu Reavesem?

Przy okazji, napisałem pierwszą w Polsce powieść o hip-hopie, ukazującą drogę od zera do bożyszcza nastolatków. Więcej na jej temat dowiesz się na oficjalnej stronie – www. Lunatycy.com – lub w poniższym filmie.