Close
Close

Czy wiesz co to znaczy być TERAZ i TUTAJ?

Skip to entry content

Bycie TERAZ i TUTAJ to odczuwanie bieżącej chwili i uczestniczenie w niej. To bycie umysłem i ciałem współautorem wydarzenia, które właśnie się dokonuje. To pełne zaangażowanie zmysłów w odczuwanie aktualnego momentu i wszystkich emocji, które ze sobą niesie.

Bycie TERAZ i TUTAJ, to nerwowe przełykanie śliny, gdy jesteś na osiemnastce w lepiącym się od buzujących hormonów klubie, patrzenie źrenicami wielkości śliwek na dziewczynę, z którą trzymacie się za ręce i kołyszecie biodrami na parkiecie i rzucanie monetą w myślach, aby sprawdzić, czy to właściwy moment, żeby ją pocałować.

Bycie TERAZ i TUTAJ, to forsowanie barierek oddzielających wykonawcę od publiczności na koncercie Twojego idola z czasów licealnych, wykrzykiwanie razem z nim zwrotek tak głośno, by zagłuszyć nagłośnienie i obudzić wszystkich w obrębie dzielnicy, i poczucie bycia jednością z całą salą, z każdym jednym człowiekiem, który zdziera gardło tak jak Ty.

Bycie TERAZ i TUTAJ, to czucie w przełyku bicia wyrywającego się z klatki piersiowej serca, które masz wrażenie, że już doszło do granicy swoich możliwości i zaraz stanie, bo właśnie stoisz na krawędzi mostu wzniesionego 200 metrów nad ziemią i masz z niego skoczyć, co prawda z liną, ale w tej chwili nie sprawia Ci to większej różnicy.

Piszę o tym, bo odkąd media społecznościowe zadomowiły się na telefonach i pojawił się Snapchat, mam wrażenie, że wiele osób zapomniało, co to znaczy być TERAZ i TUTAJ.

Coraz częściej obserwuję ludzi, którzy odcinają się mentalnie od bieżących wydarzeń, rejestrując je na telefonie. I nie należy mylić tego z utrwalaniem chwili. Łapanie momentu, w postaci zrobienia zdjęcia, z perspektywy mojego rocznika – 1988 – było obecne zawsze. Tyle, że ten moment łapało się dla siebie. Wyciągało się aparat, prosiło kogoś o cyknięcie zdjęcia, pstry-pstryk, chowało się aparat do kieszeni i dalej uczestniczyło w wydarzeniu, mając pamiątkę DLA SIEBIE do celebrowania jej PÓŹNIEJ. W dniu, w którym to piszę, sytuacja została wywrócona do góry nogami.

Obecnie rejestrujemy chwile DLA INNYCH aby konsumować zarejestrowany materiał NATYCHMIAST.

Przez co nie uczestniczymy w wydarzeniach. Obserwujemy je.

Dopóki nie zająłem się blogowaniem, robienie zdjęć śniadań, wrzucanie zrzutów z Endomondo, czy opisywanie w statusie sytuacji na imprezach masowych, było dla mnie, delikatnie mówiąc, dziwne. Nie rozumiałem, czemu ktoś będąc w trakcie jakiegoś zdarzenia niosącego ładunek emocjonalny, zamiast je przeżywać, odcina się od niego, grzebiąc w telefonie i wchodząc do sieci. Gdy wszedłem w branżę zrozumiałem, że „relacje na żywo” to narzędzie do budowania wizerunku, rozwoju marki osobistej i animowania społeczności.

Mimo to, wciąż, gdy dzieje się coś naprawdę dla mnie istotnego, gdy dzieje się coś co chcę przeżyć, jestem poza siecią. A nawet jeśli coś utrwalam, z resztą świata dzielę się tym później.

Dzielenie się wydarzeniami, emocjami, przemyśleniami, to element mojej pracy, który dostarcza mi wymierne korzyści i mimo, że to moje hobby, jestem w to wkręcony i daje mi to radochę, potrafię i przede wszystkich chcę oddzielać to od realnego życia i uczestniczenia w rzeczywistości. Dlatego przeraziło mnie, gdy w trakcie wakacji w Słonecznym Brzegu widziałem w każdym, ale to dosłownie w każdym klubie ludzi przyspawanych do Snapchata.

Te imprezy naprawdę były spoko. Dj puszczali same najlepsze playlisty ze Spotify, barmani lali od serca i czasem nawet łapali butelkę po podrzuceniu, laski tańczyły na barze, kolesie też, a stopień zakrycia ciała przez obie płcie był odwrotnie proporcjonalny do temperatury i stężenia alkoholu we krwi. No typowe wakacyjno-kurortowo-plażowe imprezy. I na każdej znajdywała się przynajmniej jedna osoba, która nie chłonęła atmosfery, nie wkręcała w pantomimę ciał i energię, która panowała w lokalu, tylko biegała z telefonem i kręciła snapy. Żeby pokazać innym, że ona tu i teraz świetnie się bawi i jest taaaki melanż.

Tyle, że ona nie była TERAZ i TUTAJ. Ona odcinała się od wydarzeń, traciła kontakt z otoczeniem i była poza tym momentem. Była obserwatorem nie uczestnikiem. Była ZA CHWILĘ i OBOK, bo siedziała na Snapchacie i relacjonowała wydarzenie, które ją omijało.

(niżej jest kolejny tekst)

7 typów ludzi, których spotkasz na plaży

Skip to entry content

Po tygodniu pływania, opalania się i rzucania frisbee, przerywanego chowaniem się przed deszczem, napatrzyłem się tyle na piasek, że wszędzie widzę ziarna. Jak krakowski gołąb. Po spędzeniu takiej ilości czasu na plaży doznałem oświecenia porównywalnego do przejścia z geocentrycznej do heliocentrycznej koncepcji świata. Dotarło do mnie, że niezależnie czy jesteś w Hurghadzie, Słonecznym Brzegu, Darłowie, czy na Bagrach, wszędzie można spotkać niemal identyczne typy ludzi zażywających słonecznej kąpieli.

Kogo spotkasz na plaży?

 

Wcale-nie-mam-dupy-na-wierzchu

Znana także jako Spadające Majtki.

To ta lekko zaniedbana blachareczka z  kilkoma kilogramami nadbagażu nad łonem. Jest przekonana równie głęboko co brud za jej niedomalowanymi paznokciami, że nie rozwój intelektualno-osobisty, a idealnie opalona dupa jest czynnikiem decydującym o wygrywaniu życia. Mimo to, nie pójdzie na całość i nie ściągnie z siebie tych dwóch sznurków udających majtki, żeby zaaplikować sobie brąz na odwłok, tylko zsuwa je. Podciąga, zsuwa, podciąga, zsuwa, podciąga, zsuwa, żeby równomiernie złapać słońce, przez co przez większość czasu są spuszczone do połowy tyłka i nie wiadomo, czy właśnie srała, czy dopiero będzie. A przecież każdy kto nadział się na widok jej odbytu chce to wiedzieć.

 

Superniania

Jak wiadomo, najlepszą metodą wychowawczą jest krzyk, a w zasadzie skrzek. Więc z pozycji królowej matki, lub też władczyni narodów oczekującej na wachlowanie, rozciągnięta na leżaku jak żaba pod kołami TIRa na autostradzie, matrona nieustannie skrzeczy na dzieci.  Skrzeczy przez całą plażę, żeby nie wchodziły do wody bo jest głęboko, żeby weszły do wody bo jest gorąco, żeby wyszły z wody, bo się przeziębią i żeby nie piły wody, bo przed chwilą do niej sikały. Niosący się po falach skrzek przypomina bardziej nieudolną musztrę niż rozmowę z potomstwem, a to przecież nie jest poligon.

 

Pan Mieciu

Nieodzownie towarzyszy mu siatka-żulówka z logiem któregoś z dyskontów spożywczych, wypełniona najtańszymi browarami jakie można dostać w zasięgu kilometra. Po wypiciu trzech fasbergopodobnych szczyn, wali w kimę w pełnym słońcu i spala sobie skórę.

 

Modelka

Artystyczna fota z wypinaniem dupy na tle wody, artystyczna fota z wypinaniem dupy na tle piasku, artystyczna fota z wypinaniem dupy na tle palm, artystyczna fota z wypinaniem dupy na tle baru, artystyczna fota z wypinaniem dupy na tle innych dup. Nie ma już kolejnych miejsc do wypięcia pośladków, wciągnięcia brzucha i zrobienia dziubka? Ach, jak dobrze, że jeszcze są cycki! To jedziemy z drugą kolejeczką!

 

Rycerz ortalionu

Jeśli nie przyszedł na plażę w Shoxach, to tylko dlatego, że nastąpiła jakaś klęska żywiołowa pod postacią starcia się całej podeszwy po 5-ciu latach nieustannego chodzenia w jednej parze w każdy dzień tygodnia. Nigdy nie występuje sam, zawsze jest w towarzystwie przynajmniej dwóch kamratów wyglądających identycznie jak on, przez co chwila nieuwagi i staje się nie do odróżnienia. Łysa głowa, łańcuszek z pierwszej komunii na szyi i cichoszelesty do połowy uda z trzema paskami, łyżwą lub dzikim zwierzem, to nie ubiór. To styl życia.

 

Osiedlowa piękność

Narzeczona rycerza ortalionu. Kawałki Firmy recytuje z pamięci, kawałki Chady z przedramion kolegów. Co kwadrans szlug, co 10 sekund bluzg. Nie widzi różnicy między jeziorem, klubem i domem dlatego opala się w bieliźnie i pełnym makijażu. Posiada umiejętność miotania piorunami rzucając spojrzeniem jak shurikenami w inne przedstawicielki jej płci.

 

DJ bez słuchawek

Dba o odpowiedni akompaniament, żebyś nie musiał plażować w ciszy i mógł nacieszyć uszy kompozycjami największych wirtuozów współczesnych czasów. Bezpłatnie zapewnia Ci wyselekcjonowane tło muzyczne przy pomocy niepozornego telefonu. Nie czujesz „Pisarza miłości”? „Ona tańczy dla mnie” nie trafia w Twoje wysublimowane gusta? To dlatego, że za mało się angażujesz. Na trzy, czteee-ryyy, wszyscy razem: PIZDA NAD GŁOWĄ, PI-PI-PIZDA NA GŁOWĄ!!

O kimś zapomniałem?

W grudniu zeszłego roku opublikowałem na blogu tekst pod tytułem „Jak skutecznie i bezboleśnie popełnić samobójstwo?”, który był internetowym koniem trojańskim. Nagłówek sugerował, że w tekście czytelnicy dostaną przepis na śmierć, jednak w środku znajdowało się coś zupełnie innego – numery telefonów, pod którymi można otrzymać pomoc będąc w dołku emocjonalnym. Dzięki tej sztuczce, osoby szukające sposobu na odebranie sobie życia znajdowały miejsca, w których mogą je uratować. Dotarcie do nich było to dla mnie bardzo ważne, więc ucieszyłem się, że trik zadziałał, wpis rozszedł się po Fejsie i zindeksował w Googlach.

Jednak, gdy po pół roku od publikacji posta wszedłem do statystyk bloga, to co tam zobaczyłem, zmroziło mi krew w żyłach.

 

Co miesiąc 4000 osób trafia na mojego bloga, bo chce się zabić

Z fraz po jakich internauci trafiają na Stay Fly wynika, że 4000 osób miesięcznie wklepuje w Google „jak popełnić samobójstwo” i wpada tu szukając przepisu na śmierć. PRZERAŻAJĄCE! 4000 żywych istnień każdego miesiąca tak intensywnie myśli o odebraniu sobie życia, że aż zaczyna się do tego przygotowywać szukając najlepszego sposobu. Zobaczyłem tę liczbę i odebrało mi mowę, bo nie jest to jednorazowy przypadek, a powtarzający się co miesiąc trend!

To straszne, że tak wielu osobom jest tak źle ze sobą i swoim życiem, że aż planują jego zakończenie.

A trzeba wziąć pod uwagę, że to tylko i wyłącznie ludzie, którzy trafili do mnie na bloga, a nie wszyscy, którzy wpisują tę kombinację w wyszukiwarce. Tych jest wielokrotnie więcej i szczerze mówiąc, aż słabo mi się robi, gdy myślę ile. Ile czyichś ojców, wyczekiwanych córek, kochanych mężów, bliskich przyjaciółek, czy dobrych kumpli z ławki, każdego miesiąca przeczesuje internet w poszukiwaniu jak najskuteczniejszej metody na bezbolesne samobójstwo. I znajduje ją.

 

Zróbmy rewolucję, zhackujmy Google!

Cytując Zeusa „nie ma co wychodzić z kina dopóki trwa seans”. Dopóki żyjesz, wynik meczu nie jest ustalony i wszystko może się zmienić, dlatego umyślne, bezpowrotne zakańczanie go przed czasem, to najgłupsze co można zrobić. Każdy nowy dzień to nowe możliwości i nowa szansa na znalezienie rozwiązania, a z autopsji wiem, że jak gówniana sytuacja by nie była, to zawsze jakieś się znajdzie. Tylko trzeba być w stanie je dojrzeć, co czasem nie jest możliwe bez pomocy psychologa.

Dlatego chcę, żebyśmy wszystkim zagubionym w labiryntach problemów podali nić Ariadny. A najłatwiej możemy to zrobić hackując Google.

Użyjmy technologii przeciwko niej samej. Zaspamujmy wyszukiwarki na hasło „jak popełnić samobójstwo” tekstami, w których ludzie znajdą iskrę nadziei. Jeśli osoba myśląca o odebraniu sobie życia na pierwszych 10 stronach wyników wyszukiwań znajdzie linki z numerami telefonów do pogotowia psychologicznego, pod którymi może uzyskać pomoc, to jest bardzo duża szansa, że z niej skorzysta. Jeśli te 100 pierwszych wyników będzie odsyłać do wpisów o tym, że życie ma sens i że z każdego bagna da się wyjść, to istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że ten człowiek naprawdę w to uwierzy.

Im więcej osób nie znajdzie w Googlach przepisu na śmierć, tym lepsza będzie otaczająca nas rzeczywistość!

 

Jak to zrobić?

Mam nadzieję, że nie muszę Cię już dłużej przekonywać, że brak rodzin opłakujących bezsensowne odejście matki, syna, czy żony, to dobry pomysł. Żeby wywalić poradniki o wiązaniu pętli poza wyniki wyszukiwania i wepchnąć zamiast nich teksty niosące pomoc, wystarczą 4 proste kroki.

  1. Zatytułuj wpis „Jak skutecznie i bezboleśnie popełnić samobójstwo?” lub „Jak skutecznie i bezboleśnie się zabić?” lub jakąś z kombinacji tych tytułów.
  2. Użyj we wpisie wielokrotnie takich fraz jak „samobójstwo”, „zabić się”, „odebrać sobie życie” i ich kombinacji lub pochodnych.
  3. Umieść we wpisie pozytywne treści, niosące nadzieję i dające wiarę, że nie ma problemu, z którym nie można sobie poradzić, a samobójstwo nie jest rozwiązaniem.
  4. Zachęć czytelnika, żeby zamiast planowania śmierci zadzwonił pod jeden z tych numerów, gdzie otrzyma fachową pomoc i dalsze wsparcie.
    116 123 – Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym
    22 425 98 48 – Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
    116 111 – Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
    801 120 002 – Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie „Niebieska Linia”
    800 112 800 – „Telefon Nadziei” dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej

Tyle wystarczy.

 

Czyjeś życie jest w Twoich rękach!

Nawet jeśli masz bloga modowego, nawet jeśli Twoi czytelnicy nie są zainteresowani tematyką społeczną, nawet jeśli wydaje Ci się, że jesteś jednym z miliona i możesz sobie to odpuścić, bo zrobi to ktoś inny, to mylisz się. W pierwszym przypadku możesz dodać wpis z datą wsteczną, tak by nie wyświetlił się na głównej stronie, a w drugim, tak jak w przypadku wyborów, każdy głos się liczy. Każde działanie, które sprawi, że artykuły z listami tabletek, które trzeba połknąć, żeby się nie obudzić zostaną wyrzucone poza nawias, jest istotne.

Jesteśmy blogerami – liderami opinii, którzy mają wpływ na odbiorców. Pokażmy, że to nie tylko puste hasło! Pokażmy, że blogosfera ma realną moc zmieniania rzeczywistości!

autorem zdjęcia jest The Pondering Moose