Close
Close

A co jeśli 2021 nie będzie lepszy? 7 rad na trudne czasy

Skip to entry content

2020 był jedną wielką porażką. Czy pandemia, lockdown, brudna kampania prezydencka, strajk kobiet i powódź fake newsów czegoś nas nauczyły? Wyciągnęliśmy z tego jakąś lekcję? Coś zmienimy na świecie, w Polsce, w sobie? Czy może jesteśmy jak ten student nad miską z własnymi wymiocinami, przysięgający na własną matkę, że od jutra nie pije? A gdy tylko poczuje się lepiej, ucieka przed jutrem w kolejny melanż.

Czy może w ogóle nie interesuje nas żadne wyciągnie wniosków, bo przecież nie musi? Chcemy tylko zapomnieć. Wymazać te wydarzenia z pamięci i wrócić do tego, co było przed. Bo przecież egzystencja w cyberpunkowej dystopii się nie powtórzy. Pojawiły się szczepionki, więc to koniec. Drzwi są po prawej pandemio, zapraszam wypierdalać i do nie zobaczenia. 

Nie musimy się uczyć na swoich błędach, wyciągnie z nich nauki jest zbędne. Scenarzyści “Black Mirror” po prostu nie zrobią nam tego drugi raz. Wpół surowe zwierzęta, które jemy od teraz będą już zawsze zdrowe, a wirus nie zmutuje. Nigdy.

Prawda?

Kilka rad na trudne czasy

Pamięć jest zawodna. Jeśli coś nie zostało spisane, to z miejsca można to spisać na straty.

Ten tekst piszę przede wszystkim dla siebie. To zbiór dobrych praktyk, który pomógł mi tym razem i pomoże następnym. 

Chcę mieć go pod ręką, gdy to się powtórzy. Może Tobie też się przyda. 

1. Nowe umiejętności, to nowe możliwości (ucz się)

Poszerzanie kompetencji zawodowych, czy przebranżowienie może nie być pierwszym, co przychodzi Ci do głowy, kiedy świat się pali. Sęk w tym, że jeśli potrzebowalibyśmy więcej strażaków, a nie byłoby nowych rekrutów, to spłonąłby on do cna.

Albo inaczej: kiedy Twój statek tonie, warto umieć pływać.

Nie mówię, że od dzisiaj każdy ma uczyć się kodować w JavaScripcie, bo programiści są najładniejszą wdową na tej stypie. Mówię, że jedna nowa umiejętność może uratować Ci tyłek, w chwili gdy Twój dotychczasowy zawód przestaje mieć rację bytu.

2. Nie bądź samotną wyspą (dbaj o relacje)

Od bycia samotną wyspą gorsze jest tylko bycie samotnym na wyspie. W trudnych czasach jeszcze bardziej powinniśmy dbać o to, by nie być Tomem Hanksem w “Cast Away”. Gdy upadasz, łatwiej się podnieść z pomocą drugiego człowieka, niż piłki z namalowaną twarzą. Znaleźć pracę również.

Wiele razy byłem w ciemnej dupie. Nie zawsze ktoś mnie z niej wyciągał. Bo nie zawsze dbałem o to, by miał mnie kto z niej wyciągnąć. Zdecydowanie lepiej wspominam momenty, kiedy pojawiała się pomocna dłoń.

Tylko chwasty rosną bez pielęgnacji, o wszystkie inne rośliny trzeba dbać. Relacje z innymi są roślinami, które bez uwagi usychają. Zwłaszcza w czasie kryzysu.

3. Nie stój na jednej nodze (znajdź dodatkowe źródło przychodu)

To nie rada typu “weź w końcu przestań być biedny”. To spostrzeżenie, że stojąc ciągle na jednej nodze, prędzej czy później się wypieprzysz. Albo jakiś nacukrowany dzieciak popchnie Cię i zanim zdążysz odzyskać równowagę wylądujesz na twarzy, albo dostaniesz żylaków, rwy kulszowej i innego syfu, który zmusi Cię do zaliczenia pozycji horyzontalnej. 

Stanie na dwóch nogach jest X razy łatwiejsze, gdzie X oznacza trylion. Jak masz wątpliwości, to wstań i spróbuj.

Jak znaleźć dodatkowe źródło przychodu? Połącz punkt pierwszy i drugi, a potem dodaj do tego internet.

4. W zdrowym ciele chorej duszy niewiele (dbaj o siebie i rusz się)

Rusz się. Dosłownie.

Ewolucja naszych organizmów nie nadąża za technologią. To, że spędzamy kilkanaście godzin dziennie w pozycji siedzącej, nie znaczy, że powinniśmy to robić. A raczej wprost: to dla nas zdrowe.

Oderwanie się od ekranu i wyjście na spacer po osiedlu, to element higieny. Jak mycie zębów. Jeśli nie przestałaś myć się w czasie lockdownu, to nie rezygnuj też z aktywności fizycznej. Dla swojego zdrowia. Fizycznego i psychicznego.

Nie, nie jestem tym gościem, który powie Ci, że crossfitem wyleczysz depresję. Raczej, że regularnie produkując serotoninę trudniej będzie Ci w nią wpaść.

5. Szata zdobi człowieka (dbaj o siebie i się wystrój) 

Smokingi i suknie wieczorowe nie powstały po to, by było nam ciepło i wygodnie. Płacimy za nie krocie, by w nich ładnie wyglądać. Dla partnera? Dla znajomych? Dla współpracowników? Dla kogoś na pewno.

Czy warto odstrzelić się w stylizację życia tylko dla siebie? A jest w Twoim życiu ktoś ważniejszy od Ciebie samej?

Wskoczenie w wygodne dresy po dniu pracy jest spoko. Leniwa sobota w piżamie po miesiącu orki na ugorze również. Nie-spoko jest uznanie, że skoro całymi tygodniami siedzisz w domu, to nie ma sensu się starać, bo przecież nikt Cię nie widzi. Nieprawda. Ty się widzisz. 

Czy obserwując przyjaciela spędzającego kolejny dzień w worku na ziemniaki, czułabyś zaniepokojenie? Ja tak.

6. Nie strzelaj (do ludzi w internecie)

Pedofilia wśród księży. Facebook rzuca hasło, wszyscy wyciągamy pistolety i rannych można liczyć w milionach. Odpalisz się przy gorącym temacie i puścisz serię w komentarzach, to potem przez kolejne 3 dni nie widzisz nic innego na swojej tablicy. 

Wskoczysz do szamba na główkę, ale nie przekonasz nikogo, że Jan Paweł II wiedział o molestowaniu dzieci. Ani że nie wiedział. Wystrzelasz się z energii i czasu, a w zamian dostaniesz tylko smród. I gówniane samopoczucie w komplecie. Czy to jest właśnie to, czego potrzebujesz w trakcie kryzysu?

I nie chodzi mi o to, by nie mówić w internecie o trudnych sprawach. Mówić warto, ale dyskutować lepiej na żywo.

7. Powiedz: sprawdzam (zanim coś udostępnisz)

Wstyd mi, bo tak jak poprzednie, ta rada również jest do mnie.

Jako społeczeństwo uznaliśmy, że nie będziemy płacić za gazety, bo w internecie można te same informacje znaleźć za darmo. Nie wiedząc, że jeśli coś jest za darmo, to znaczy, że Ty jesteś produktem i to Ciebie ktoś sprzedaje. Zamieniliśmy dziennikarzy na mediaworkerów, a prasę na portale sprzedające naszą uwagę. 

Fake newsy są efektem bylejakości i braku rzetelności. Po części. Jeśli jednak zajrzymy nieprawdziwym informacjom pod spódnicę, zobaczymy tam też liczbę kliknięć, czas spędzony na stronie i liczbę odsłon wygenerowanych w trakcie jednej sesji. Dla biznesu rozliczającego się za wyświetlenia bannera, te wskaźniki są dużo istotniejsze niż prawda. 

Po co sprawdzać w naukowych źródłach, czy szczepionki na Covid-19 przeszły wszystkie wymagane procedury, jeśli więcej osób wejdzie w link, gdy napiszemy, że są niebezpieczne? Fake newsy zwyczajnie się opłacają.  

Już łapiesz, co mam na myśli? Portale dezinformacyjne nie mają interesu w weryfikowaniu tego co publikują, bo im za to nie płacimy. Przez co ich obowiązek spada na nas. Każdą sensacyjną wiadomość warto sprawdzić przynajmniej w dwóch innych źródłach, zanim udostępnisz ją na swojej tablicy.

Po co? No nie wiem, choćby po to, by nie zjebać sobie dnia.

(niżej jest kolejny tekst)

“To długa przeprawa, końce kończyn wyziębiło” – leci na słuchawkach, a ja cieszę się, że jednak mam rękawiczki, choć i tak czuję mróz na policzkach. Minus trzy stopnie szczypią, aż chcę się podrapać.

Wczoraj padało. Śnieg w mieście, to ostatnio niezbyt częsty widok. Niby nie lubię zimy, ale z nim jakoś lepiej. Na sercu cieplej, gdy szarą ulicę przykrywa kołdra z białego puchu. Uszlachetnia jakoś to wszystko, co spływa do ścieków. Dziś jest raczej czarno. Szaro w sumie i śnieg to nie jedyny brakujący element.

Przechodzę przez Park Krakowski, potem przez aleje, mijam Auditorium Maximum i idę Krupniczą w stronę Rynku. Pusto. Sprawdzam godzinę na telefonie, miga mi zdjęcie plaży w Uluwatu, a nad nią świeci 21:13. Kiedyś o tej godzinie martwiłbym się, że nie znajdę nigdzie wolnego miejsca, żeby siąść na jedno małe. Dzisiaj martwię się, że gdyby ktoś podszedł do mnie z nożem, to nawet nie miałbym do kogo krzyknąć o pomoc. Pusto. I ciemno.

Rząd hulajnóg pod Bagatelą stoi nad wyraz prosto, jakby każda z nich chciała puścić oczko i powiedzieć “ej, weź zwróć na mnie uwagę! albo chociaż przewróć!”. Chętnych brak.

Wchodzę na Szewską. Nikt mnie nie zaprasza na striptiz, nikt nie wpada na mnie przez nieuwagę, specjalnie zresztą też nie. Dziwnie tak jakoś. Gdyby nie dostawcy Uber Eats pod McDonaldem, pomyślałbym, że jesteśmy już po katastrofie klimatycznej i wszyscy ewakuowali się na inną planetę, tylko nikt mi nie dał znać. Albo specjalnie zostawili mnie tu, żebym zgasił światło. A jest co gasić.

Drzewa pozbawione liści, za to ubrane w lampki choinkowe pulsują kolorami jakby chciały nadrobić za wszystkie zamknięte kluby wokół Rynku Głównego. Ledowy anioł przed Sukiennicami przypomina uciekiniera z gry komputerowej. Jestem Ryanem Goslingiem w “Blade Runner 2049”. Wszystkie światła świecą tylko dla mnie. Miłe, choć niepotrzebne. Od indywidualnej wycieczki po muzeum wolałbym jednak grupowe zajęcia z konwersacji. Taka szalona myśl: spotkać się z kimś na mieście, a nie na Messengerze.

Podchodzę do pomnika Mickiewicza, żeby się na niego wspiąć i popatrzeć na to wszystko z góry. Zawsze lubiłem oglądać ruiny z lotu ptaka. Robię krok, by wejść na pierwszy stopień, gdy ktoś łapie mnie za ramię.

Nie jestem tu sam? Jednak jest tu jakiś kustosz, który zwróci mi uwagę, że nie wolno dotykać eksponatów? Straż miejska?

– Szefie – słyszę zza pleców, gwałtownie odwracam się i ściągam słuchawki. Przygarbiona sylwetka zaciska palce na pomiętym kubku ze Starbucksa i przesuwa go w moją stronę – poratuj – rzuca zmęczonym głosem, uśmiecha się i puszcza moje ramię.

Nie spodziewałem się tego, choć w sumie to logiczne. Kto inny mógłby być nocą na Rynku w środku pandemii, jeśli nie dostawcy jedzenia, ludzie wyrabiający dzienny limit kroków i bezdomni? Myślę, co mam odpowiedzieć. Zrobić wykład o nietykalności cielesnej, wskazać adres noclegowni, po prostu odejść?

– Szefie – przerywa moje zawieszenie – jakiegoś grosika – nabiera powietrza i odchrząkuje – na lepsze jutro – przysuwa kubek w moją stronę i dalej się uśmiecha tym swoim uśmiechem, tak brzydkim, że aż pięknym. Patrzy mi głęboko w oczy z takim dziwnym zrozumieniem, jakbyśmy się znali, jeździli jednym tramwajem albo mijali co piątek na Plantach. Jakby chciał tym swoim uśmiechem powiedzieć “wszystko będzie dobrze, po prostu róbmy, to co robiliśmy do tej pory i w końcu wszystko będzie dobrze”. – To jak, znajdzie się coś? – ponagla mnie.

Wrzucam mu dwójkę i mam nadzieję, że dozbiera do całości. Wszystkim nam przyda się lepsze jutro.

Pokolenie Netflixa wyszło na ulice. Kim jest i o co mu chodzi?

Skip to entry content

Spodziewałem się, że ten atak na wszystkie fundamenty cywilizacji chrześcijańskiej będzie przeprowadzony także i przy okazji tego orzeczenia (…). Są pewne zmiany pokoleniowe. To, że uczestniczy w tym młodzież. Że młodzież jest teraz głównie wychowywana przez Netflixa, Tik Toka i tego rodzaju instytucje, gdzie ten liberalno-lewicowy światopogląd dominuje. Gdzie wszelkim złem jest Kościół, rodzina, ojczyzna. I to jest sączone młodym do głowy. Nie mamy jako konserwatyści na to odpowiedzi. Jako partia, jako rząd nie gramy w tej lidze.

Te słowa wypowiedział Marcin Horała – poseł PiS – w wywiadzie, którego udzielił Onetowi, komentując protesty związane z odbieraniem kobietom praw człowieka. I mam wrażenie, że gość jedyne co oglądał na Netflixie, to podstrona z cennikiem. Nie będę tu wyliczał tytułów, które udowadniają, że gada od rzeczy, bo rozumiem, że ta konkretna platforma streamingowa jest dla niego tylko symbolem ludzi dorastających z technologią w dłoni.

Co to za ludzie? Kim jest Pokolenie Netflixa? Czego chce? I czy faktycznie dostęp do technologii pcha ich do unicestwienia Kościoła? Dziś kilka słów o tym, jak ja to widzę.

Jestem Bogiem, uświadom to sobie, ty też jesteś Bogiem, tylko wyobraź to sobie

Paktofonika „Jestem Bogiem”

Ten numer wielokrotnie podnosił mnie na duchu, jednak wyobraźnia zawodziła. Czy miałem zbyt ciasną czapkę, by zmieścić w głowie koncept o byciu Bogiem? Możliwe. Sęk w tym, że nie miałem wtedy dostępu do innych czapek.

Pierwszy album Paktofoniki miałem na kasecie przegranej od kolegi, który był czwartym ogniwem w łańcuchu prowadzącym do źródłowej płyty CD legalnie zakupionej w Empiku. Jak odpalałem walkmana, to słuchałem tego w kółko, aż nie rozładowały mi się paluszki. Na “Ja to ja” przebijało wcześniej nagrane Just 5, a ostatni kawałek był urwany w połowie. Trochę kiepsko, ale jaką miałem alternatywę? Całą resztę mojej kolekcji muzycznej, czyli pozostałe 17 kaset, znałem już na pamięć.

Dziś, sięgając do kieszeni po telefon mam w zasięgu trzech kliknięć każdą muzykę jaka powstała na tej planecie i kilka albumów z Saturna. Nie ma szans, abym był w stanie przesłuchać wszystko w trakcie swojego życia. Może z 15%, zakładając, że dostępną bazę liczymy do dziś. I że nie będę robił przerw na sen.

Aktualnie mam 32 lata i wciąż robi to na mnie wrażenie. Dlaczego? Bo się z tym nie urodziłem. Ten nieograniczony dostęp, to coś, co dostałem stosunkowo niedawno. Niby przywykłem, ale nie jest to element mojego DNA.

Zamawiam bobę i bibimbap, a ona wodę i sticky rice

Quebonafide „Tokyo2020”

Dziś dla ludzi w okolicach dwudziestki i młodszych, to oczywiste, że albumu słucha się w dniu premiery. Dokładnie to minutę po północy, gdy profil artysty na platformie streamingowej zostaje zaktualizowany. Niby jak mieliby to zrobić inaczej? Większość z nich nie ma urządzenia, do którego można by włożyć płytę CD.

Na serial nie czeka się, aż któraś z polskich stacji telewizyjnych kupi licencję i zacznie go emitować z rocznym opóźnieniem. Albo aż kolega przyjdzie z dyskiem i zrzuci Ci go na kompa, a Ty kolejny tydzień będziesz próbować zsynchronizować napisy z obrazem. Dzisiaj premiery ogląda się razem z całym światem. Bo dzisiaj Polska jest częścią całego świata. Przynajmniej póki co.

Chcąc zjeść na mieście, wybór nie ogranicza się do baru mlecznego, pizzerii i kebaba. W większych miastach obecnie jest dostęp do dań, których nazw czasem nie potrafię wymówić, a krajów ich pochodzenia umiejscowić na mapie. I ten dostęp mam również przez telefon. Sorry, przez apkę.

Wakacje to już nie jest Zakopiec, Mielno i wujkowie na wsi. Ewentualnie Hurghada albo Złote Piaski przy dobrych wiatrach. To jest Tel-Aviv, Kopenhaga, Reykjavik albo Bangkok. Albo cokolwiek, na co da się wyrwać tanie bilety. Już nie ma takich miejsc na mapie, które nie są w zasięgu ręki. Które nie są w ich świadomości. 

Dla Pokolenia Netflixa, to oczywiste, że jeśli jakiś wytwór kultury, usługa lub produkt powstał, to jest na wyciągnięcie ręki. Bo dlaczego miałoby być inaczej? 

Dostępność to dla nich stan domyślny. 

Odmienność również.

Jestem Polakiem, nie przeszkadza mi chłopak z chłopakiem

Bedoes „1988 (mam to we krwi)”

Asap Rocky występował w sukience, Lil Peep we wszystkim co różowe, a Lil Pump w ciuchach, w których można by go pomylić z bohaterami “Ulicy Sezamkowej”. 6ix9ine z kolei ma stylówę na brand hero Skittlesów. Włosy i zęby we wszystkich kolorach tęczy.

I co? I nic. 

Nie no, skłamałem. Jednak coś. Skutek tego jest taki, że żart o prawdziwym mężczyźnie, który zna tylko 3 kolory: fajny, chujowy i pedalski, już nie jest okazją do śmiechu. Bardziej do współczucia autorowi i cudzowstydu. Cringe’u w sensie.

Żarty o rudych to boomerstwo, żarty o gejach to żenada, żarty o blondynkach to powód do umycia ręki po przywitaniu. Albo niewitania się w ogóle.

Rzucasz jak baba

Palec pedała na mnie nie działa.

Nie bądź Żydem, daj się karnąć.

Jesteście 100 lat za Murzynami.

To hasła, które słyszałem na podwórku i w szkole. Często wypowiadane w obecności dorosłych. Bywało, że przy nauczycielach. Bywało, że przez nauczycieli. Uprzedzenia na tle płciowym, rasowym, etnicznym, czy orientacji seksualnej integralną częścią kultury. Jak śmietnik pod zlewem w kuchni.

Uprzedzenia jak resztka jedzenia między zębami. Nawet nie wiesz, że coś jest nie tak, więc jak masz się tego pozbyć?

Lata pracy, badań i edukacji, by udowodnić, że ktoś nie jest gorszy, tylko dlatego, że urodził się z nie-białą skórą albo bez penisa. Efekt? Moje roczniki i starsze wciąż trzeba przekonywać, że umiejętność gotowania i sprzątania nie jest cechą przypisaną do płci. Młodych już mniej. Dużo, dużo mniej. 

Jeśli twoje dziecko ma konto na Tik Toku, to wiedz, że coś się dzieje

Na przykład, że wie jak wygląda świat poza Polską.

Pokolenie Netflixa nie jest przeciwne Kościołowi, rodzinie, ani ojczyźnie. Jest przeciwne mentalnym dziadom, którzy chcą ograniczyć ich wolność i narzucić sposób w jaki mają żyć.